Potrzebuje drobnej podpowiedzi jeśli chodzi o dietę. Generalnie nie ćwiczę za bardzo nic, bo nie mogę, od dziecka choruje na niewydolność nerek. Już zresztą tu kiedyś o tym wspomniałem. No ale do rzeczy. Mam dietę niskobiałkową i to tak bardzo niskobiałkową. Nie mogę przekroczyć 20 gram białka zwierzęcego dziennie i około 30 gram białka roślinnego. Generalnie zwykle przy tego typu schorzeniach nie ma aż takich restrykcji, ale nie w tak zaawansowanym stadium, bo choruje od urodzenia czyli już 16 lat. Ale do meritum. W związku z chorobą często nie mogę jeść. Znaczy fizycznie czuję, że jestem głodny, ale na widok jedzenia mnie odrzuca. Do niedawna udawało mi się utrzymać w miarę normalna wagę, czyli 55 kilo na 170 cm wzrostu. To niedużo, ale teraz jest już tragedia, bo dziś staje na wadze i widzę 36kilo. Mi już nie chodzi o to, żeby być dzikiem, tylko żeby nie umrzeć z powodu niedożywienia. Potrzebuję jakichś sposobów, jak zwiększać kaloryczność jedzenia bez za dużego zwiększania objętości posiłków.
Dla ułatwienia mogę napisać, czego nie mogę jeść oprócz mięsa.
Wazywa strączkowe zakazane, większość zbóż zakazana, nabiał też nie bardzo, kasze, ryż odpadają. Z owoców moge jeść wszystkie poza gruszkami i czeresniami, ale i tak jem tylko jabłka bo innych nie lubię. Mąkę mogę tylko taką niskobiałkową. Mogę jeść jajka ale bardzo mało. Słodycze generalnie mogę, pod warunkiem że nie mają tłuszczu, jak czekolada czy orzechy, albo chałwa, ale średnio lubię słodycze bo mnie mdli po nich. Moja dieta musi się opierać na tłuszczach ale tylko tych "dobrych" i na węglowodanach. I błagam nie pytajcie ile jem w ciągu dnia, bo aż mi wstyd. Wiem, że za mało. O wiele za mało, przedszkolak by się tym nie najadł. Z góry dziękuję za pomoc, bo już kurde nie wiem co robić.