Paradoks kursu trenera personalnego na zasadzie własnych doświadczeń.
Pierwsza wizyta na siłowni. Ja całkiem niedoświadczony, nieobyty z wiedzą magicznej komnaty zwanej siłownią – całkowicie bez informacji o diecie, treningu, suplementacji, iniekcji. Zdany całkowicie na pastwę losu…. A nie jednak nie, w końcu od czego jest trener!
Pomijając fakt że trener nie miał nigdy czasu i wolał gadać z dupeczkami albo przeglądać ciągle telefon. Pomijając to że zabronił mi jeść ziemniaków i chleba żeby schudnąć.
To był mój pierwszy kontakt z trenerem na siłowni. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze ale czy potem było lepiej? Ten sam trener potem mi opowiadał o tym jak spalił tłuszcz z brzucha robiąc brzuszki albo że interwały palą mięśnie klatki i barków, sam drepcząc 1,5h po bieżni.
Inny trener, miejsce to samo. Polecił koledze robić wiosłowanie sztangą przechwytem, sztanga olimpijska zwykła 17kg. Kolega może silny nie był ale sztanga go nie przyciągała z siłą grawitacji do podłogi. Pomijając fatalną technikę tego wiosłowania – na pytanie dlaczego przechwyt? Bo mi (trenerowi) jest tak wygodnie. Czyli to trenerowi ma być wygodnie, nie trenującemu.
Inny trener, miejsce to samo. Rzekłbym że jedyny z wiedzą – aczkolwiek plany oparte na prawie samych maszynach dla wszystkich osób pozostawię bez komentarza. Nie wiem czy to polityka klubów wymaga żeby trenerzy rozpisywali te maszyny tylko po to żeby nie straszyły pustkami?
Inny trener, miejsce inne, miasto inne. Trening crossfitu – coś co lubię najbardziej, teorię o niewychodzeniu kolan przed linię palców. Ten mit uwielbiam najbardziej przy nauce przysiadów, ciul że tej osobie pięta uciekała z podłogi bo miała zwichrowane achillesy, kolana nie przekroczyły linii palców? Cel osiągnięty!
Inny trener, miejsce: Internet. W sumie tutaj mógłbym przykładów podać milion. Wystarczy jeden: powielanie mitu że im szerszy chwyt w podciąganiu tym szersze plecy. Serio? Przecież takie rzeczy to może by przeszły ale w latach 90! Ten trener jednak nie wierzy w badania a szkoda. Niestety trenerów personalnych w sieci powielających błędy jest milion – dlatego ludzie potem przekazują dalej głupotę typu: nie wolno jeść po 18, węglowodany tuczą, tłuszcz tuczy, odżywki to sterydy a po białku można umrzeć (szkoda że po schabowym nie).
Przechodząc do konkluzji: Dlaczego z fabryki zwanej akademiami sportu wychodzą tak ch**owi trenerzy? – Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi pieniądze
W ostatnim czasie namnożyło się tych trenerów, kurs kosztuję około 1300 zł a czasami uda się go sfinansować z urzędu pracy. Byle osoba z ulicy może teraz iść i zostać trenerem, nie pasjonat, nie sportowiec – byle Janina z klatki obok. Potem zakładasz fanpage i czekasz na klientów. Właściciele siłowni często nie weryfikują wiedzy swoich trenerów – najprostszy test: kazać zrobić delikwentowi pełen przysiad. Przecież więcej niż połowa tych trenerów nie zrobi nawet przysiadu 90 stopni a co dopiero mówić o pełnym!
Według mnie trener powinien być wzorem, posiadać ogrom wiedzy i dość przyjazną sylwetkę a nie kurde blaszka wylewający się brzuch z pod koszulki. Trener winien znać technikę podstawowych ćwiczeń wielostawowych opartych o sztangę i hantle. Wyciskanie leżąc, żołnierskie, wiosłowanie sztangą, pompki na poręczach, podciąganie na drążku. A w szczególności przysiad i martwy ciąg. Dodatkowo ewentualnie ćwiczenia dynamiczne. I tak jak większość trenerów radzi sobie z tymi ćwiczeniami powyżej pasa tak z tymi poniżej już mają wielki problem – bierze się to z braków mobilności i strasznego lenistwa! Trener powinien pokazać podopiecznemu technikę danego boju w pełnym zakresie ruchu. Osoba która nie potrafi wykonać tych ćwiczeń poprawnie nie powinna w ogóle dostawać licencji trenera personalnego! No ale w końcu po co robić nogi skoro na plaży można założyć bermudy i nie będzie ich widać.
Większość trenerów pracę z podopiecznymi opiera o maszyny, zabierają im cały potencjał. Zastanawiałem się dlaczego – może dlatego żeby nie złapali bakcyla i nie urośli więksi od nich? Albo żeby nie osiągali rezultatów i nabijali im dłużej kasiorę?
Większość z nich nie ma wiedzy o zasadach łączenia partii, metodyki treningowej, progresji długofalowej – jedyne co umieją to pompować klatę z bicepsem. A nie przepraszam, umieją jeszcze zrobić klatę z łapami w serii łączonej, dowalić drop setem i tym podobnym – i tak na każdym treningu.
Przecież trening osoby nie przyjmującej sterydów różni się strasznie od osoby na cyklu. Taka osoba przetrenuje się! Układ nerwowy nie wytrzyma takich treningów, zamiast progresji pojawi się regres – demotywacja – ból – płacz.
I wiecznie tylko słyszę zakres powtórzeń 8-12. Nie wiem co oni się tak uczepili tych liczb? Albo bzdury że na redukcji to trzeba wykonywać więcej, 15, 20, 30!
Niby na kursach jest mowa o anatomii (zależy na jakich kursach) a trener nawet nie potrafi powiedzieć jakie mięśnie pracują przy np. martwym ciągu albo jak pracuje
mięsień najszerszy grzbietu żeby bardziej skupić się na jego rozwoju.
Nie wspominając już o innych aspektach bycia trenerem. Trzeba się ciągle rozwijać, poznawać nowe rzeczy, zdobywać nową wiedzę, tak żeby klient który przyjdzie wyszedł zadowolony – a jego wady postawy, balans strukturalny zostały naprawione.
Niestety bycie trenerem to ciężki kawał chleba bo trzeba wziąć odpowiedzialność za zdrowie innej osoby. Trener to po części sportowiec, dietetyk, fizjoterapeuta, lekarz a nawet czasem farmaceuta
Dlatego między innymi zostałem nietrenerem personalnym, trenerem publicznym. Robię to pro bono, dla zdrowia i ocalonych kręgosłupów innych. Bo czasami jeżeli ktoś ci udziela rady to robi to dla twojego dobra, obrażanie się tutaj nic nie da. Nie jest ważne czy porady udziela ci szczur 50kg z 30cm w łapie czy koks 120kg z 50cm karabinem, jeżeli cel i zasadność porady jest zachowana.
Pozdrawiam