Jest czas kiedy ogolnie o siebie nie dbamy, potem przychodzi moment kiedy pojawia sie mysl "trzeba sie za siebie wziasc", a po jakims czasie przychodzi punkt krytyczny kiedy podejmowane wysilki nie przynosza oczekiwanych rezultatow. Wiele osob tak ma, w takim momencie jestem tez i ja. I albo w takim momencie mowi sie "no to czesc", albo szuka sie rozwiazania. Ja akurat na 99% jestem pewien w czym tkwi moj blad - jest nim brak odpowiedniej diety.
Lat 38, wzrost 174 cm, waga aktualna 79 kilo w tym 22% tluszczu.
Na poczatku 2015 wazylem prawie 90 kg kiedy to wlasnie postanowilem sie "za siebie wziasc". Zaczalem od zwyklych spacerow, potem szybkich marszow, i gdzies w okolicach kwietnia kondycja poprawila sie na tyle ze pojawily sie biegi. Nie bilansowalem diety, przyznaje ze temat odzywiania ktory obecnie staram sie zglebiac jest na tyle obszerny, jest tego na tyle duzo "na raz", ze nie jestem w stanie wszystkiego ogarnac. Wtedy, na poczatkach 2015 rowniez po prostu ograniczylem ilosc dostarczanych kalorii (robilem sobie tabelki co zjadam i ile dostarczam) i zwiekszylem wydatek poprzez marsze i biegi. Efekty byly znakomite - w ciagu pol roku (od stycznia do czerwca) zszedlem do 74 kg, do tego budujac niezla kondycje biegami.
Potem przyszlo nieszczesne jojo gdzie waga dobila do 80 kg. W pazdzierniku 2015 postanowilem do biegow dolaczyc silownie, na poczatku lajtowo, a z czasem zwiekszajac czestotliwosc treningow. Aktualnie cwicze 6 dni w tygodni przeplatajac biegi (obecnie na biezni z powodu aury, 1.5 godzinny bieg) z cwiczeniami silowymi, czyli 3 dni biegu, 3 dni silowni w tygodniu.
I wydaje mi sie ze doszedlem do sciany podchodzac do tematu w swoj bardzo amatorski sposob. Pomimo sporych wysilkow i ciezkiej pracy (poltora gdziny biegu to wciaz nie jest dla mnie jakies hop-siup) waga od dluzszego czasu stoi w miejscu. Co gorsza nie zmienia sie tez procentowa zawartosc tluszczu, w miejscu stoja tez obwody i sila. Teoretycznie powieniem w swoim planie treningowym co tydzien wprowadzac delikatne zmiany, zmieniajac ilosc powtorzen czy obciazenie, ale po prostu nie ma takiej mozliwosci z prostej przyczyny - nie czuje kompletnie zeby sztanga stawala sie choc odrobine lzejsza. Obecnie, po prawie 3 tygodniach od ostatniej zmiany MOZE dalbym rade zwiekszyc obciazenie w najlepszym przypadku polowie cwiczen, w pozostalych nie ma mowy. Co do wagi, to wydaje mi sie to niemal niemozliwe, bo jak po biegu w trakcie ktorego spalam minimum 800 kalorii x3 w tygodniu, waga moze stac w miejscu ? No ale stoi, co wiecej, nawet momentami delikatnie rosnie ! Normalnie sie czlowiekowi odechciewa...
Najprawdobniej trzyma mnie dieta, kompletnie niezbilansowana i bardzo nieregularna. Innego rozwiazania nie widze.
A wiec .. dieta. Nie mam pojecia jak ja ulozyc, ale to na razie dalszy problem. Z dieta bedzie tez ten problem ze moja praca czesto i gesto wymaga wyjazdow, gdzie zdany jestem na hotelowa restauracje czy nie daj boze "bary na miescie". Fastfoodow unikam jak ognia, ale i tak nigdy nie ma sie pewnosci co tak naprawde jest w danej potrawie.
Tak czy owak, sprawa pierwszorzedna od ktorej trzeba zaczac to:
Czy wazac 79 kilo przy wzroscie 174 cm, majac 22% tluszczu w organizmie (ktory niestety w sporej czesci odlozyl sie na brzuchu, obwod z dzisiaj to 93 cm) powinienem pojsc w mase, czy redukcje ? To - jak mi sie wydaje z mojego kompletnie amatorskiego punktu widzenia, sprawa pierwszorzedna. Celem dlugofalowym jest redukcja tkanki tluszczowej, i wypracowanie masy miesniowej pod "rzezbe". Profesjonalnym kulturysta byc nie zamierzam, zreszta zbyt duza masa pewnie przeszkadzalaby w biegach z ktorych nie chce rezygnowac, po prostu chce sie doprowadzic do wygladu "zdrowego, wysportowanego faceta".