Dieta: od początku stopniowe eliminowanie produktów niewłaściwych, czyli wszystkiego.
Małymi kroczkami odstawione buły, masło, szynki, czekolady, cukier, alkohol,- bardzo małymi, tak aby organizm się przystosował.
Trening od początku ten sam, 5 ćwiczeń, 5 serii,10-20powtórzeń, bez zmian powtarzalność i jeszcze raz powtarzalność.
Do treningu oporowego dorzuciłem kardio początkowo 30 min, później 60min, ostatnie 1,5 miesiąca.
Ostatni miesiąc wariacja, miał być trening codziennie, ale ze względu nagromadzenie dużej ilości osobistych spraw, słabo z tym treningiem w tym miesiącu wyszło, forma według założeń miała być kosa, a jest no właśnie sami oceńcie.
Jeszcze słowo wyjaśnienia, mój dziennik a raczej tygodnik , prowadziłem w takim odstępie ponieważ, nie było o czym pisać, trening się nie zmieniał, na początku pisałem i wstawiłem parę zestawów ćwiczeń, które wykonywałem, miska tak jak u wszystkich, z drobnymi korektami trzymana bez zmian, wstawiłem parę zrzutów, więc szkoda było ludziom czas zajmować i pisać ciągle o tym samym, w ten sposób pewnie stałem się mniej wiarygodny, rokujący( gdzieś to przeczytałem), no ale cóż,
Święci Ci co uwierzyli, a nie widzieli ;).
Waga no cóż, gdy zaczynałem jeszcze przed forum 96kg > i tu przyszło opamiętanie, sznurowanie obuwia było wyzwaniem, prosta droga do zawału.......ogarnięcie się zapisanie na siłownie i powolne opanowywanie ćwiczeń zaczęło przynosić efekty, nawet ćwiczenie, tu cytat mojego znajomego, <babskimi ciężarkami>, przynosiło efekty, a pusty gryf przestał mnie dusić, co sesja. Jak pisałem na początku lubię jeść więc nie odmawiałem sobie niczego, ale zawsze intuicyjnie pamiętałem o podstawie, że to co zjadłem musze spalić,( nie znałem jeszcze określenia,, bilans kaloryczny"), więc dorzuciłem bieganie na bieżni i szło dobrze, aż do czasu kiedy się łękota popsuła, z wagi 96 doszedłem do 80 kg, ale o aero nie było dalej mowy, pomysł na maraton też diabli wzięli, a pomysł na jego zrealizowanie był od początku mojego odchudzania, nie redukcji tylko odchudzania.
Frustracja, brak treningu, powolne nabieranie wagi 87 kg, chyba nie muszę mówić jak się czułem, przez przypadek trafiam na forum, gdzie mam tak naprawdę wyłożone wszystko na tacy: jak się odżywiać, czego unikać i zaczynam......
Start 86,600 kg 01.09.2014, dałem sobie słowo, że przez 12 miesięcy coś jeszcze wytopię, było jak zwykle łatwo;), analizowałem artykuły, zaglądałem w dzienniki innych uczestników forum, z partyzanta, wyciągałem wnioski, pozostało tylko ćwiczyć bez zbędnych dywagacji, więc ćwiczyłem.
Dziś waga 74kg, obwody trochę spadły szczególnie brzuch i klatka, ubrania do wymiany nawet bielizna, znajomi którzy nie wierzyli w mój plan i trochę się nabijali, teraz dopytują co i jak bo może oni też zostaną kosmitami......( czyli zaczną ćwiczyć)
Jest jak jest, mogło być lepiej, ale sportowcem już nie będę, więc jestem zadowolony z tego co mam.
Do narzekających na ciężkie życie ,obowiązki i takie tam, proponuje tydzień w szpitalu na oddziale neurochirurgii, ja nabrałem pokory i szacunku do życia, a użalanie się nad sobą zostawiam innym, bo czym jest moja łękota w porównaniu, z cierpieniem i chorobami osób walczących tam, niejednokrotnie o życie............
więc dziękuję Bogu, że mogę się męczyć:) i realizować swoje plany dopóty sił starczy.
I jeszcze odrobina prywaty, jako że Tata zawsze ma racje i jest najważniejszy w życiu każdego syna, w moim był, Tato dzięki za to że jestem jaki jestem, to dzięki tobie, Ty wiesz o co chodzi........
Do zobaczenia w krainie wiecznych łowów..........
Co dalej nie wiem, chyba już jestem skazany na trening, mam rachunki do wyrównania, szczególnie z Maratonem, co prawda według lekarza, to maratony ,,se" mogę pooglądać w TV, ale zapomniał, że telewizja kłamie:).
To już koniec, dzięki do zobaczenia gdzieś, kiedyś
i pamiętajcie;
The Only Easy Day Was Yesterday!
Pozdrawiam