Jako, że w pracy nudy postanowiłem trochę pomarudzić
Po wczorajszym VLCD wstałem płaski, ale ze świetnym samopoczuciem (mimo przerywanego snu, non stop ktoś przechodził ulicą obok domu i psy co chwilę darły mordę, budziły mnie chyba z 5 razy, myślałem, że zatłukę ), brzuch wessany, mam wrażenie, że zeszło trochę wody.
Mięśnie skośne brzucha już się zarysowują , co cieszy. Niestety już widzę, że będzie mnie czekać batalia z t łuszczem w okolicach pępka. Pieprzony kortyzol znowu daje o sobie znać. No nic, stresogenny ze mnie typ, taki mój urok
Głodu nie odczuwam w ogóle, chociaż ostrzę już sobie apetyt na porę potreningową .
Białko ustawione na poziomie 1,8-2g, reszta nie liczona (chociaż nie będę hulał z fatem, to w końcu Carb back loading.
Po tym tygodniu zobaczę, czy cheat day e7d to nie jest czasem za często.
W sumie bf mam na poziomie 17-15%, więc chyba jednak za często Tym niemniej, póki smalec się topi nie będę tego zmieniał.
Wiem, że bez tego czitowego dnia wyciąłbym się szybciej, ale ile przyjemności by mnie ominęło
Do wakacji jeszcze dużo czasu, spokojnie zdążę, bez spiny i głodowania
Poza tym mam w rękawie kilka asów, z których nie omieszkam skorzystać gdy pojawi się zastój w redukcji. Póki co, lecę tak jak jest.
Zmieniony przez - WOLVERINE_69 w dniu 2015-02-27 08:24:38