Norwegowie: Patrzcie, w Zakopanem piją piwo
Konkurs skoków w Trondheim, mimo zwycięstwa Norwega Roara Ljoekelsoeya, zakończył się fiaskiem dla organizatorów, którzy sprzedali tylko 700 biletów.
Teraz, dając przykład Zakopanego i niemieckich miast, naciskają na władze, aby uzyskać pozwolenie na sprzedaż piwa. Piwo przyciągnęłoby publiczność - argumentują.
"Popatrzmy choćby na polskie Zakopane. Tam na konkursy skoków przychodzi kilkadziesiąt tysięcy kibiców, którzy przez kilka dni się bawią pod skocznią i w mieście. Trochę piwa im nie przeszkadza, a wręcz rozluźnia atmosferę. Jest festyn i wspólna zabawa. W Niemczech na skoczniach wszyscy piją
piwo i wino i mają do wyboru smakołyki z grilla. Na konkurs w Obersdorfie sprzedano 30 tysięcy biletów w ciągu 45 minut. W Willingen mieszka zaledwie 3000 osób i kilkaset psów i kotów, a mimo to ta miejscowość jest co roku centrum wielkiego festynu dla 40-50 tysięcy widzów" - powiedział dyrektor norweskiej ekipy skoczków Jan Erik Aalbu.
"U nas w Norwegii dla szarego kibica na stadionach są do wyboru tylko oranżady i parówki. W pomieszczeniach dla VIP-ów natomiast wszystko wolno, łącznie z zakazanym alkoholem, pomimo że jest to ten sam obiekt i ten sam przepis. W Norwegii nie ma równości i dlatego kibice wolą usiąść w fotelu przed telewizorem i wydać pieniądze na piwo w domu zamiast kupować drogie bilety. Dzisiejsza generacja chce zabawy, a nie purytańskich spotkań na mrozie, jak było w latach 50." - podkreślił Aalbau.
Aalbau zaproponował Norweskiemu Związkowi Narciarskiemu przeprowadzenie ogólnokrajowej ankiety, aby sprawdzić czego oczekuje dzisiejsza publiczność i czy chce piwa na stadionach.
Pozdro - Tomek