Szacuny
3
Napisanych postów
1985
Wiek
11 lat
Na forum
11 lat
Przeczytanych tematów
67804
coś z przypowieści siłownianych. Wczoraj miałam dzień NÓG- no wiadomo treningi wyczerpujace do cna, upociłam się w trakcie jak dzika świnka. Po czym jak w rozpisce poszłam na bieżnię(bo orbitreki pozajmowane). Wybrałam wolny koło rowerków siedzacych gdzie jakaś baba ćwiczyła...Taka z gatunku poczytamy ksiązkę na siłowni...Babka koło 50-tki. Nagle przychodzi Jej koleżanki, ta widzac, że mam słuchawki w uszach zaczęła dysputę o tym, że nie mogła się skupić na czytaniu książki i że na siłowni trzeba uzywać dezodorantów. Oczywiście przytyk do mnie... Do mnie bo ostetntacyjnie kilka razy podtykała palec do nosa. Wiem, że byłam spocona, ale nie zamierzałam przez babsztyla przestaći nawet szybciej zaczęłam iśc na tej bieżni z nachyleniem co by babsku całkiem humor popsuć. TAKŻE MOJE LEJDIES NA SIŁOWNIĘ CHODZI SIĘ PACHNIEĆ I ŁADNIE WYGLĄDAĆ, POT NIE UCHODZI KOBIECIE WSTRĘTNY BABOCHŁOP, CZYLI MUA