Witajcie,
Zapraszamy Was na wywiad z Piotrkiem Hallmannem udzielonym dla portalu MMARocks.pl.
MMARocks.pl: Masz w ogóle czas i możliwość, żeby trenować?
Piotr Hallmann: Mam nawet obowiązek, by dwa razy w tygodniu trenować w godzinach służbowych. Po pracy mogę zrobić resztę treningu. Do tego dochodzą weekendy. Czasem udaje mi się trenować zamiast obiadu lub innych czynności, które wypadają w czasie służby. W ten sposób jestem w stanie zrobić
dwa treningi dziennie. Trening służbowy wygląda tak, że mam czas do dyspozycji i w tym czasie mogę coś zrobić. Trochę jak WF.
Ale nie musisz ćwiczyć na okręcie?
(śmiech) Nie, na okręcie nie ćwiczę. Jest tu cały kompleks z salą treningową. Warunki są całkiem porządne.
Jakie elementy treningu jesteś w stanie wykonać w Świnoujściu?
Na pewno te związane z kondycją i wydolnością – bieganie, siłownia, cross fit. Przesunąłem też dzień odpoczynku z niedzieli na poniedziałek. Dzięki temu odpoczywam w Świnoujściu i mam jeden dzień treningowy więcej poza jednostką. Jeśli w niedzielę jestem w Gdyni, robię trening z Grzegorzem Jakubowskim. Bieganie i siłownia to cztery treningi. Do tego jeden dzień odpoczynku i jeden luźniejszy dzień w tygodniu. Ciężar treningu przesuwam na piątek, sobotę i niedzielę.
Korzystasz w wolnej chwili z usług klubu w Świnoujściu, by chociaż porobić BJJ?
Raczej skupiam się na bieganiu i sprawach kondycyjnych. Stacjonuje ze mną Artur, kolega z klubu, który parę lat już trenuje MMA, więc razem w godzinach służbowych możemy zrobić technikę lub posparować. Zawsze uda nam się coś zrobić.
A udaje się skoczyć czasem do Szczecina do Berserkerów?
Nie. Odległość jest jednak zbyt wielka. Ponad 100 kilometrów i prom po drodze. Więcej czasu spędziłbym w samochodzie niż na treningu, więc nie ma to większego sensu.
Ten brak pełnego treningu MMA jakoś się na ciebie przekłada?
Chyba się nie przekłada. Nie jest przecież tak, że w ogóle nie ma tego treningu. Wszystko tak poustawiałem, że przesunąłem ciężar treningu wydolnościowego na ten czas, kiedy jestem w Świnoujściu, a kiedy jestem w Gdyni robię sparingi i technikę. Przed samą walką biorę wolne i jakoś udaje mi się na razie to wszystko połączyć. Liczę na to, że już niedługo będę stacjonował w Wejherowie. To byłby dla mnie wyraźny krok do przodu.
Jakie są na to szanse?
Bardzo duże. Nie chcę zapeszać, ale wydaje mi się, że szanse są naprawdę spore.
Jak na to wszystko reaguje twój trener Grzegorz Jakubowski?
Wszystko, co robię, zapisuję, a trener ma do tego wgląd, więc wszystko jest pod kontrolą.
Myślisz, że na dłuższą metę uda się to pogodzić? Nie obawiasz się, że w końcu będziesz musiał wybrać?
Mam nadzieję, że nie. Wydaje mi się, że ten transfer do Wejherowa rozwiąże moje problemy. Liczę, że wszystko przebiegnie po mojej myśli. Jeśli do tej pory dawałem radę, to tym łatwiej uda mi się to połączyć, będąc bliżej Trójmiasta.
Nie jest tajemnicą, że twoim celem jest UFC i mówi się o tym coraz głośniej. Jak ty sam to widzisz?
Myślę, że jest to plan większości zawodników. Każdy albo chociaż zdecydowana większość, chciałaby walczyć tam, gdzie biją się najlepsi. Nie jestem żadnym wyjątkiem. Podejście do tego mam więc chyba takie, jak każdy. Nie stawiam sobie żadnych wymagań, które nie są do końca zależne ode mnie. W każdej walce daję z siebie wszystko, tak samo na każdym treningu. Żadnych informacji odnośnie konkretnych terminów nie mam, a nie chcę sobie podcinać skrzydeł myśleniem o tym, czy to UFC jest, czy go jeszcze nie ma. Robię swoje i czekam. Tak jak mówię, czuję, że robię to, co każdy. Staram się rozwijać, wygrywać i poprawiać swój rekord i ranking. Patrzę na to w kategoriach rozwoju, a nie konkretnych kroków do celu. Nie mogę myśleć, że za wszelką cenę muszę tam trafić. Za wszelką cenę muszę się rozwijać, a UFC będzie tylko naturalną konsekwencją tego podejścia. Skupiam się na każdej kolejnej walce i na tym, co mam w niej zrobić.
Jako jedyny polski zawodnik współpracujesz z Timem Leideckerem.
I jestem z tej współpracy naprawdę bardzo zadowolony. On oferuje mi pełen profesjonalizm. Jest między nami wzajemny szacunek i sympatia. Zawszę mogę na niego liczyć i złego słowa nie mogę o nim powiedzieć.
Domyślam się, że tym bardziej nie możesz narzekać na Grzegorza Jakubowskiego.
Z trenerem zacząłem trenować i tak już pewnie zostanie. To pierwszy klub, do którego przyszedłem. Wytworzyła się między nami wieź, która wykracza poza trening. Znamy się także na prywatnej stopie i współpraca układa się świetnie.
Trener słynie z tego, że lubi was musztrować i jak tylko widzi, że ktoś się obija, to zawsze znajdzie coś pod ręką, czym może przyłożyć.
(śmiech) I chyba każdemu zdarza się oberwać. Mnie również. To akurat jak najbardziej pozytywny aspekt. Trener potrafi nas odpowiednio zmotywować, a dobrze, że o dyscyplinę dba po wojskowemu.
Byłeś już kiedyś na ważeniu, na którym nie stawiła się większość zawodników?
Nie. To było pierwsze. Na ogół każdy chce zobaczyć i skontrolować wagę swojego rywala. Ja swoją wagę zrobiłem, nie miałem z tym problemu. Nigdy nie zdarzyło mi się oszukać w jakikolwiek sposób na ważeniu, ale nie wiem czy taki kredyt zaufania ze strony organizatorów to dobre rozwiązanie.
Ile w końcu ważyłeś w Wałczu? Słyszałem nawet, że 86,5 kilograma. Na ważeniu było równe 70, a walce już pewnie 82-83 kilo.
86 to chyba nie było. Raczej 84 kilogramy po dobrej kolacji. Wcześniej trochę sobie pofolgowałem, więc od Wałcza podszedłem do sprawy poważnie. Nie było przebacz. Staram się nie przekraczać granicy 83 kilo, a przed walką odpowiednią dietą trzymać 80. Natomiast żadnej tajemnicy tu nie ma. Chodzi głównie o poznanie i słuchanie własnego ciała, trzeba słuchać samego siebie. Kontrolowanie wagi wymaga dyscypliny. Gotowej receptury nie ma. Zrzucanie wagi to kwestia indywidualna.
A nie czujesz, że jakoś się to na tobie odbija zdrowotnie?
Najważniejszy jest rozsądek. Nie można zaraz po ważeniu rzucać się na czekoladę. Trzeba stopniowo, małymi posiłkami uzupełniać braki i wtedy organizm lepiej na to reaguje. To jest sport zawodowy i robienie wagi jest jego elementem. Zresztą chyba każdy zawodnik robi wagę.
Jak na razie wygrywasz walkę za walką, rywale też coraz
mocniejsi, ale chyba stać cię na więcej niż Latomaaki i Bakocević. Nie chciałbyś sprawdzić się z czołówką wagi lekkiej w Europie?
Myślę, że przyjdzie na to czas. Stopniowo chcę walczyć z coraz silniejszymi rywalami. Teraz czeka mnie walka na MMA Attack, potem jeszcze kilka startów w tym roku. Poprzeczka będzie cały czas podnoszona.
Ile startów planujesz na ten rok?
Myślę, że optymalna liczba to cztery walki w roku. W kwietniu stoczę drugą, więc powinienem zrobić cztery walki.