Pierwszy tydzień
Jest na bieżąco po skończeniu pierwszego tygodnia ćwiczeń. Powiem wprost, że dostałem niezły wycisk i niemile odkryłem jak ograniczony jest mój organizm. Do tej pory gdy grałem w gry zespołowe wiele elementów mojego ciała nie było mi aż tak potrzebnych ze względu na charakterystyczne pozycje jakie obierałem na boisku. Gra siłowa była u mnie silna jedynie wtedy gry przychodziło do silnego stania na nogach. Przy silniejszym udziale górnych części ciała rzecz jasna padałem, co zauważam dopiero teraz. Do tej pory moje ciało było najbardziej skłonne do działania chaotycznymi zrywami a ciągła praca nie była aż tak silną moją stroną.
Niemniej jednak jestem niesamowicie zadowolony z tego, że dowiedziałem się jak słabe jest moje ciało. Wbrew ogólnemu trendowi podziałało to na mnie od pierwszego dnia niezwykle mobilizująco. Poczułem niczym niewymuszoną potrzebę poprawy samego siebie. Uczucie znane mi do tej pory jedynie podczas niepowodzeń na boisku. Zastanawia mnie jednak wciąż jak to jest, że na boisku jestem w stanie wytrzymać nawet ponad 3 godziny ciągłej gry a 20 minutowy podstawowy trening wykańcza mnie niemożebnie. Dowiem się być może z czasem ;)
Poniedziałek
Od 7 do 16 w pracy. Od 16 do 18 udzielałem lekcji. Od 18-20 musiałem zorganizować wiele rzeczy. W tym czasie odżywiałem się dość chaotycznie i podle. Nie ma się czym chwalić. Około godziny 21 przystąpiłem do treningu A z w/w rozpiski. Po skakance i i dynamicznych wymachach przystąpiłem pewny siebie do treningu. W tym dniu w wyniku braku drążka musiałem zamienić podciąganie na ćwiczenie jakby odwrotne do pompek z wykorzystaniem poprzeczki stołu i zamiast 5 wykonywałem je 10 razy.
Ogółem wykonałem 7 ciężkich serii w jakieś 12-15 minut, po czym ujrzałem gwiazdki i fizycznie padłem. Wstyd mówić ale zbierałem się do siebie kolejnych 10 minut. Jeżeli chodzi o nastrój po ujrzeniu wyników – sami wiecie. Osobiście przyjąłem to jako porażkę i zawziąłem się na poprawę.
Środa
Rozkład identyczny jak w poniedziałek i ponownie do zajęć mogłem zabrać się dopiero około 21. Tym razem z dietą lepiej. Pokusiłem się nawet o dwie porcje sałatki z łososia made by me w trakcie pracy. Ćwiczenia na zewnątrz więc nie było problemów z drązkiem.
Po 8 minutowej biegowej rozgrzewce z entuzjazmem zabrałem się do ćwiczeń i... po pierwszej serii myślałem, że nie dojdę do drążka ;) Na przełomie 2 serii czułem się jak gąbka wyciskana z wody. Przy trzeciej serii czułem jak umieram a sprinty 10m w jedną i 10 w drugą nie przypominały już sprintów a jedynie truchtów. Przy dobieraniu się do 4 serii zrezygnowałem po 2 burpees'ach. Czas około 15 minut ponownie
Najbardziej byłem zdziwiony, że największą trudność w całej serii sprawiły mi końcowe sprinty. Zniszczyły mnie doszczętnie. Nie wiem czy na jakimkolwiek dotychczasowym treningu w moim życiu czułem się tak wykończony. Poczułem jednak silną motywację by ukończyć wszystkich 5 serii. To cieszy.
Czwartek
Wieczorem grałem przez 90 minut w średniej intensywności deszczu w piłkę nożną. Na drugi dzień czułem wciąż zmęczenie więc piątkowy trening przesunąłem na sobotę.
Sobota
Tym razem postanowiłem zrobić dłuższe przerwy po każdej z serii. Opłaciło się to! Wykonałem 9 pełnych serii... no może poza tym, że przy 3 nie byłem w stanie się podciągnąć 5 razy więc zacząłem doskakiwać już do końca 9 serii. Efektem podciągąłem się góra 3 razy a resztę doskakiwałem i starałem opanować ciało podczas opuszczania.
Pompki i przysiady tabaty bez problemu. Tym razem dobiłem niemal 20 minuty. Lecz sam fakt osiągnięcia większej liczby serii mnie cieszy. Czuję się jednak dużo mniej zmęczony po treningu niż podczas wcześniejszych. Znakiem tego jednak mogę trochę zwiększyć intensywność. Zobaczymy w poniedziałek ;)
Zmieniony przez - nibynie w dniu 2012-09-01 19:36:11