Nie no spoko, jak nie mam czasu to nie odpisuję, jak mam - zagłębiam się, w końcu to też ćwiczenie dla mnie.
Pełen opis badania Ornisha:
http://docs.google.com/viewer?a=v&q=cache:k6TR6EzBUXoJ:www.pmri.org/publications/Lifestyle_Changes_and_Prostate_Cancer.pdf Intensive lifestyle changes may affect the progression of prostate cancer&hl=pl&gl=pl&pid=bl&srcid=ADGEESiHPb4DOS1_7oGUvdZn9Qls3OZEP1UdjCpBFL75nlJRlDCOHrOnOujFLMk5WxiF9Y9UHp6tOt3VYJ9HQ0YuourOpW98SIZFiEGBhDvbcHarsNlrQLwWuzFkaGwNhHgWvH7f4xbC&sig=AHIEtbSjhhH5xhL4tZ5DH1f5nwraFwGi8Q
gdzieś kiedyś widziałem opis w którym mierzono też guza, ale ni cholery teraz sobie nie przypomnę, gdzie i kiedy. Możliwe, że dotyczyło to opisanych w w/w badaniu metod hodowli komórek rakowych w obecności surowicy pacjentów (o ile dobrze zrozumiałem anglojęzyczny fragment).
W przypadku Gersona i badań nad jego metodą, niestety, ale trzeba opierać się na swoich opiniach, bo temat nie został i - z oczywistych względów - nigdy nie zostanie przebadany. Możesz to odbierać jako "próbę zmuszenia do odbierania na słowo", dla mnie to po prostu wysnucie wniosku z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, którego jednak nie można na 100,000% uzasadnić.
Nigdy nie zostanie przebadana metoda Gersona, bo pozytywny wynik badania oznaczałby koniec większości koncernów farmaceutycznych - a są to obecnie najbogatsze koncerny na świecie. Z tych samych powodów nigdy nie doczekamy się badań nad terapią dr Budwig. Z tych samych powodów nobliści, którzy otwarcie mówią że nigdy nie udowodniono istnienia wirusa HIV, a cała teoria choroby AIDS wygląda na zwykły bełkot są uciszani i spychani na boczny tor. Sorki, ale tutaj jesteśmy zmuszeni opierać się na domysłach, rozsądku oraz osobistych doświadczeniach. Moje osobiste doświadczenia są takie, że najdroższe w leczeniu i najgroźniejsze choroby - toczeń, stwardnienie rozsiane, rak, reumatoidalne zapalenie stawów - są śmiesznie łatwe do wyleczenia. Ale nie jestem i nigdy nie będę w stanie udowodnić tego powołując się na badania, bo takich badań nie ma i nigdy nie będzie. Co najwyżej mogę Ci pokazać ludzi, którzy mieli (podkreślam, mieli) te nieuleczalne choroby, zanim spotkali mnie czy innych specjalistów od "nienaukowych" metod.
Jeśli już koniecznie chcesz skupiać się na wegetarianizmie, a nie na białku, tłuszczu czy nowotworach, to musisz uwzględnić dwie rzeczy. O jednej napisałeś - niekiedy mają ogólnie zdrowszy tryb życia (rzadziej palą, uprawiają sport, są statystycznie o wiele inteligentniejsi etc), w praktyce jednak w ocenie umieralności na np nowotwory uwzględnia się te cechy i porównuje niepalącego, uprawiającego sport wegetarianina z niepalącym, uprawiającym sport wszystkożercom.
Druga rzecz jednak jest dużo ważniejsza i jej się nie uwzględnia. Wegetarianizm we współczesnym świecie wymaga suplementacji przynajmniej witaminy B12, a we współczesnym świecie, jedząc współczesną żywność - przynajmniej zwrócenia uwagi na stosunek omega 3 do omega 6 w diecie. Wegetarianie, a zwłaszcza weganie mają bardzo duże niedobory B12, zaś ci którzy odżywiają się "jak mięsożercy ale bez mięsa" - znacznie gorszy stosunek omega 6 do omega 3 niż reszta populacji. Pierwszy czynnik drastycznie zwiększa ryzyko choroby serca, nie pamiętam teraz jak bardzo ale chyba nawet mocniej niż palenie papierosów, drugi - ma podobny impet zarówno dla chorób serca, jak i nowotworów.
Chcesz dyskutować o wegetarianizmie - proszę bardzo, ale nie ma tu sensu wyciągać statystyki. Wegetarianizm we współczesnym świecie, zorientowanym na dietę mięsną, jest nienaturalny. Dla przykładu, witamina B12 występuje w bardzo dużych ilościach w wolno płynącej wodzie, stąd mają je wszystkie zwierzęta roślinożerne (żadne takie zwierzę nie potrafi syntetyzować tej witaminy w organizmie). Roślinożerne małpy przeniesione do ogrodu zoologicznego błyskawicznie zapadają na choroby z powodu niedoboru B12. Z kolei omega 3 są w normalnym pokarmie roślinnym wręcz w idealnej proporcji do omega 6. We współczesnym świecie nikt takiego normalnego pokarmu nie je, masowo używa się produktów mających skrajnie mocno zachwiane proporcje, albo wręcz utlenione, bezwartościowe omega 3.
Jeśli naprawdę interesują Cię korzyści / wady wegetarianizmu, skup się na takiej jego odmianie, która jest naturalna dla gatunku ludzkiego - opartej na surowym albo mało przetworzonym pokarmie roślinnym, w takich proporcjach, w jakich w naturalnych warunkach można go znaleźć. Będziesz mieć B12 z wody, resztę witamin z grupy B w drożdżakach na lekko nadgniłej / zabrudzonej żywności, będziesz miał uracyl i urydynę z pełnych nasion / pestek / drożdży z której powstanie beta-alanina, w kwiatach czy surowych warzywach będzie odpowiednia ilość choliny, będziesz miał odpowiednią ilość cynku, magnezu i białka, aby zachodziła synteza wszelkich substancji w rodzaju karnityny czy kreatyny. W ostateczności możesz oceniać dietę, która jest do takich warunków zbliżona (suplementacja B12 czy beta-alaniną). Inne porównania nie mają najmniejszego sensu, ponieważ niedobory pokarmowe wynikające ze współczesnego trybu życia kompletnie zamazują obraz. To samo zresztą dotyczy diet "mięsnych", ciężko cokolwiek powiedzieć z uwagi na masowe niedobory pokarmowe osób na takich dietach.
Póki co mi wystarczą badania Ornisha i Andersona, w których cofnęły się 3 najczęściej zabijające choroby (rak, miażdżyca, cukrzyca), badania które jasno dowodzą, że przynajmniej histeryczne trzymanie się przez niektórych dietetyków dogmatu o konieczności uwzględniania w diecie dużej ilości białka są właśnie tym - histerycznym trzymaniem się dogmatu.
Jeszcze raz, wyjaśniam o co mi chodziło z Kenijczykami - jeśli najciężej ćwiczący sportowiec o prawie nie istniejącej tkance tłuszczowej potrafi być najlepszym zawodnikiem na 1 gramie białka na kg masy ciała (bo po przeliczeniu aminokwasów tam mniej więcej 1 gram wyjdzie), to 0,62 grama dla nic nie robiącego, otłuszczonego Europejczyka powinno wystarczyć aż nadto na miesiąc wegetacji nie powodując wpadnięcia w ciężką chorobę.
Otłuszczenie ciała sprawia, że ten Europejczyk w praktyce miał zapotrzebowanie na białko takie, jak ważący od niego 10 kg mniej Kenijczyk, więc te 0.62 można spokojnie uznać za ~0,75. Uwierz mi, człowiek potrzebuje do normalnego funkcjonowania dużo mniej białka, niż 40 gramów / dobę, a ten cały przykład z Kenijczykami jest na to po prostu jaskrawym dowodem.
Z tego wniosek taki, że produkcja histydyny przez florę bakteryjną u osoby, która ma o wiele więcej białka niż potrzebuje, nie pokrywa nawet najbardziej podstawowych potrzeb organizmu - jest więc na tyle niska, iż nawet nie powinno się jej uwzględniać. Dla porównania, z tego co pamiętam nawet 100 mg histydyny dziennie wystarczy, aby organizm funkcjonował bez najmniejszych kłopotów.
//edit
aby nie być gołosłownym, pierwszy z brzegu link jaki mi google wyrzuciło
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19799201
dieta 0,6 g/kg (czyli około 40 gramów białka) z dodatkami przez 2 lata, stan zdrowia wręcz się poprawiał. Dieta była przeznaczona dla bardzo ciężko chorych osób, o teoretycznie bardzo mocno zwiększonym zapotrzebowaniu na białko.
Zmieniony przez - tommo666 w dniu 2011-04-14 04:38:22