Po 3 miesiącach FBW zacząłem trening na masę. Mam za sobą trzy tygodnie i jedno zastanawiające mnie spostrzeżenie:
Gdy ćwiczę biceps, jestem w stanie konkretnie mu przyłożyć. Tak, że jest super napompowany jakby miał mi zaraz wyskoczyć spod skóry, kompletnie wyczerpany (ledwo łapę podnoszę) a skutki treningu czuję jeszcze dwa dni później. I po tych pierwszych trzech tygodniach wyraźnie widzę, że urósł. Z tricepsem - podobnie.
Z innymi mięśniami już tak nie jest. Dla przykładu na klatę robię ćwiczenia z ciężarami tak dobranymi, że ostatnie powtórzenia cisnę prawie piszcząc. Po prostu nie zrobiłbym ani jednego więcej. Ale... następnego dnia w tych mięśniach nie czuję że trenowałem.
Nie wiem co o tym sądzić. Na razie nie będę zmieniał planu i zobaczę czy rośnie, ale ból następnego dnia w bicku jest dla mnie super motywatorem - czuję, że potrenowałem. Trochę mi go brakuje w innych partiach.
Poniżej mój plan (wymieniam tylko części dot. wspomnianych partii):
dzień 1 - biceps:
uginanie "młotkowe" stojąc: 15x 15x 12x 12x
uginanie na ławce skośnej: 12x 12x 12x
dzień 2 - klata i triceps:
wyciskanie sztanigielek na ławce poziomej: 15x 15x 12x 12x
rozpiętki na ławce skośnej: 12x 12x 12x
prostowanie ramion na wyciągu: 15x 12x 12x
pompki: 12x 12x
(Jak potrzeba, mogę wrzucić kompletny plan, ale długi jest :)