Przed treningiem zjadłem dziś kaszą, która od wczoraj stała sobie poza lodówką. Wyglądała normalnie, pachniała normalnie, smakowała normalnie...
Ale później (przynajmniej zakładam, że to przez nią) na siłowni już były jazdy.
Ćwiczyło mi się trudniej niż zawsze, jakbym nie miał sił. Później przyszły zawroty głody, fatalne samopoczucie, ból brzucha. Trening dokończyłem resztką sił (później sobie przypomniałem, że nie ćwiczyłem łydek) i poszedłem do szatni.
Tam myślałem, że zwymiotuję. Zamknąłem się na 10 minut w ubikacji - na próżno, później się położyłem w szatni, odpocząłem na tyle, by dojść do mieszkania (jakieś 300 metrów).
Nawet się nie przebierałem, tylko w tych krótkich spodenkach i przepoconej koszulce wyszedłem na chłód. Miało mnie orzeźwić.
I tak nie dałem rady dojść, odpoczywałem po drodze. Na dobrych 10 minut usiadłem na ławce, zmarzłem i przewiało mnie, ale nie miałem sił iść dalej.
Jak już wróciłem to zmusiłem się by wziąć ciepły prysznic i zrobić sobie gorącą herbatę.
Mam nadzieję, że nie złapie mnie żadne przeziębienie.
No i mam nadzieję, że to faktycznie wina tej kaszy (i mojej głupoty) i że się nie powtórzy następnym razem.
flying
O nabieraniu masy mięśniowej pomyślę, gdy już będę normalnie wyglądał
Zmieniony przez - Cien_lasu w dniu 2009-04-24 23:10:05
Kiedyś widząc kobietę z bananem w ustach miałem bardzo kosmate skojarzenia. Dziś martwię się o jej limit węglowodanów
Mój dziennik:
http://www.sfd.pl/Cien_lasu_/Kroczkami_pomalu_az_do_idealu-t471398-s1.html