Szosa 5,5h (160km)
Jak zawsze, w każdy weekend, spokojnie dojechałam sobie na trening, założenie było takie, że jedziemy w równym rytmie i mamy 6x6 min szybszej jazdy. Po pierwszym skoku wszystkie miałyśmy już trochę dosyć ponieważ do półmetka miałyśmy jechać niestety pod wiatr. Średnia ok 30km/h więc nie jakaś zadziwiająca. Na 55km miałyśmy mieć fajny 300metrowy sztywny podjazd, który był zakończeniem szybkiego zjazdu. Po wczorajszy dniu byłam trochę wkurzona na dziewczyny i postanowiłam skoczyć na podjeździe. Na zjeździe wykorzystałam swoją nadwagę( nareszcie się przydała ) wrzuciłam obrót i odjechałam im, w momencie kiedy zaczął się podjazd stanęłam w korbach i szybko udało mi się go pokonać. Na górze dziewczyny chciały mnie zakatrupić i prawie doszło do rękoczynów. Trener wypierdzielił mnie z treningu i straszył, że nie pojadę na zgrupowanie, ale może mu do przyszłego weekendu przejdzie
Wierzorem jeszcze obowiązkowo rozciąganie ( ponad 300km w nogach i 10 dużych cornów w brzuchupo weekendzie ) i ćw. na brzuszek i barki.