V4Vendetta
Prawda jest taka, że jeśli bilans kaloryczny będzie na zero lub minimalnie większy tylko to nie urośniesz
Polecam obserwować topik, może się okazać, że będziesz musiał zrewidować swoje poglądy. Teoretyczne tego zaplecze znajduje się na łamach tego tematu :)
kris4real
lubi to co je i tutaj z forum je zdrowo i cuzje sie zdrowo dlatego TWoj post to sport extremalny:) i sie nie przyjmie.
Ja nie piszę tu, by coś się miało zaraz przyjmować. Pokazuje alternatywę.
Sięgam mniej więcej po sylwetkę PePoNeNta.
Wiem, że dla wielu ludzi stąd takie coś wystarczy, a dążą oni do tego poprzez ogromne ilości pokarmu i czy wspomagaczy.
To nic przyjemnego jadać często i dużo (są wyjątki), bo całe życie codzienne trzeba podporządkowywać diecie, regeneracji, treningom. Ja proponuję tylko to ostatnie bez martwienia się o dwa pierwsze. To na pewno ułatwiło by dla wielu życie i zachęciło nowych do tego sportu. Nie mówiąc już o sukcesach w stawianiu zdrowotnych właściwości organizmu wyżej. Na własnym przykładzie mówię, że to co teraz wyprawiam jest o wiele przyjemniejsze niż za czasów martwienia się o to, by nie przegapić posiłku czy wystarczająco długo się zregenerować i unikać jakichkolwiek sportów w czasie tego procesu.
Nikogo nie zmuszam do tego co ja robię, staram się po prostu przedstawić nieznany punkt widzenia i podeprzeć go praktyką.
Sam kiedyś szukałem czegoś takiego, tylko nie wiedziałem jeszcze wtedy czego. Jeśli są lub znajdą się właśnie tacy, którym coś nie pasuje, być może kiedyś tu trafią i będą mieli łatwiej niż ja w przeszłości, kiedy zacząłem zgarniać podstawy i długo jeszcze minęło, zanim mnie olśniło, że potencjał organizmu jest większy niż niektórzy chcą, aby był.
Jako, że pierwsze trzy miesiące jadałem przez większość czasu nie dbając o jakość pokarmu (głównie cukry proste ze słodyczy), zaczynam się przestawiać na w 100% naturalną dietę i do tego roślinną. Próbuję tego od dwóch lat, ale nie zawsze mi się udawało, bo odżywianie jest bardzo rygorystyczne. Chęć na przetworzone czy nieprawidłowe produkty mija (mój guru ocenia, że nawet po miesiącu trzymania odpowiedniego odżywiania) i z tą świadomością jakoś mi się jeszcze nie udało wystarczająco długo przetrzymać, bo zawsze w pewnym momencie dałem się swoim kubkom smakowym - które sam rozpieściłem - złamać.
W każdym razie niektórzy zwracają uwagę, że jednak mimo tego posiłku mogę dostarczać ileś tam kilokalorii i będzie to wystarczająca ilość.
Moje obecne odżywianie, to: jeden rodzaj rośliny na posiłek przy czym ilość jaka znajdzie się na talerzu nie przekracza tego, co może się zmieścić na dwóch dłoniach, a asortyment produktów wybieram tylko z tego klimatu.
Ile z tego wydobędę kilokalorii? 1000? 500? Mniej, a zadaniem tego topicu od początku było udowodnić, że zdobędę masę bez udziału, albo minimalnym kosztem jedzenia. Na dodatek stosuję głodówki, zwykle łącznie 6 dni w miesiącu, a na wiosnę czeka mnie dużo dłuższa i wcale nie zamierzam rezygnować z mojego sposobu na relaks - siłowni czy treningu w terenie. Nawet będąc na wakacjach w Tunezji nie odpuściłem
treningów, nie ma dla mnie wymówek, bo po co je szukać do czegoś, co jest samo w sobie jednym z tych rzeczy, dla których warto żyć?
Ponadto, jeśli ktoś lubi sobie zjeść, a chciałby przytyć, to tok rozumowania Shefu też jest czymś, co próbowałem tutaj przedstawić. Można zaoszczędzić kasę, zdrowie, a zyskać ten sam progres estetyczny i wydolnościowy, niż podczas wystrzegania się "deficytów kalorycznych".
Zmieniony przez - mosiekjest w dniu 2009-01-13 09:55:14