Długo zastanawiałem się czy tak wcześnie warto o tym pisać, czy już lepiej poczekać na jeszcze lepsze efekty i wtedy zmotywować nimi innych. Wybrałem pierwsze generalnie z nadmiaru czasu, więc potraktujcie to jako rozgrzewką przed tym, co wyprodukuję tu za rok i dwa.
Dodam, że wiem, na czym polega kulturystyka i dieta z odpowiednią ilością b/t/w, gdyż siedziałem w tym 3 lata i przeczytałem mnóstwo książek i rad bardziej doświadczonych ode mnie. Nastąpiła po tym 2-letnia przerwa (głównie z dolegliwości jakich się nabawiłem przez dietę wysokobiałkową tj. potężny trądzik, łysienie, osłabienie wzroku, brak elastyczności skóry, więc i rozstępy itd.).
Oczywiście nie od razu doszedłem do przyczyn moich dolegliwości, zresztą nie o tym temat. Chciałbym podzielić się swoimi spostrzeżeniami, jakie do tej pory zebrałem i na pewno jeszcze raz kiedyś to zrobię przy okazji umieszczenia zdjęć w dziale galeria.
Jadam głównie raz dziennie to, na co mam ochotę. Nie mam do czynienia z żadnymi lekarzami, lekami, suplementami, wspomagaczami itd. Jedyne co trafia do mojego organizmu, to pokarm. Ten stan rzeczy trwa ponad 2 lata. Czasami przeprowadzam również posty lecznicze (nie spożywanie żadnych ilości pokarmu), które na razie nie trwają dłużej, niż 5 dni i stosuję urynoterapię (potraktujcie to jako niuans, nie planuję o tym tu rozprawiać, ani dyskutować, bo sam wiem jaki miałem stosunek do tego typu rzeczy, zanim sam to wszedłem).
Oczywiście aktualny tryb życia jest zupełną przeciwnością do tego co było - jadałem co 3 godziny i burczenie w brzuchu łączone z innymi objawami w razie opuszczenia choć jednego dania były na porządku dziennym.
Trenuję siłownię 4 razy w tygodniu regularnie już 7 tyg. i od dłuższego czasu aeroby, jogę i sporty zespołowe. Wiem, że to nie jest jakiś okres, po którym warto już czymś się dzielić, ale myślę, że jest czym. Zanotowałem przyrost 2.5cm (start od 33cm) w bicepsie i znaczną poprawę jakości w innych partiach (które już mierzę okiem), czego chyba nie udało mi się osiągnąć w tak szybkim czasie kiedy zaczynałem swoją przygodę z dietą wysokobiałkową i siłownią z planem. Mało tego, pamiętam, że mi 35cm w bicu stuknęło po około 4 miechach regularnych, przemyślanych ćwiczeń.
Nie ma u mnie w słowniku pojęć jak brak węgli, białka czy regeneracji - te kilka tygodni pokazały mi, jak będą wyglądały moje kolejne 6 lat i dłużej. Nie miewam osłabień (nawet w czasie treningów podczas głodówki), ani żadnych dyskomfortów. Wręcz przeciwnie nawet po ciężkim treningu nie jestem zmęczony, może dlatego zdecydowałem się dodać do treningu trening z własnym ciałem w dni, kiedy nie mam siłowni: http://pl.
To mnie też nie męczy, bardzo szybko czuję gotowość do kolejnego wysiłku. Oczywiście mam swoją teorię co do tego stanu rzeczy, ale nie rozmawiamy tu o medycynie niekonwencjonalnej.
Skąd budulec dla mięśni?
Pierwszy wg. mnie argument: Kiedyś się dowiedziałem, że nerki potrafią przetworzyć ograniczoną ilość białka, reszta po prostu zaśmieca organizm. Wg. naukowców nerki ledwo wyrabiają z 1/3 tego, co zwykle wysokobiałkowa nam oferuje (2g/kg masy ciała) a i tak są maksymalnie obciążone co nieciekawie wróży im w przyszłości. U jednych jest to bezobjawowe przez większość czasu, u drugich nie, ale raczej nikt na tym nie skorzysta. Wystarczy wspomnieć, że przeciętny człowiek po 40stce ma 15kg śmieci w jelitach. Nie jest tak, że one sobie tam są i nic się nie dzieje. Zazwyczaj to ognisko różnych dolegliwości, przyszłych chorób, przedwczesnego starzenia i zużycia organizmu. I skąd mogą się te złogi brać? Skądś na pewno, obstawiam, że przez usta.
Drugi argument: Organizm sam z siebie potrafi wytworzyć wiele energii, witamin, minerałów, aminokwasów jeśli wymagają tego warunki zewnętrzne. Wykazuje zdolności przystosowawcze do każdej sytuacji i jeśli bodźcem jest duży ciężar pobudzający mięśnie, organizm je przystosowuje wytwarzając im odpowiednie warunki. Oczywiście to nie jest moja teoria, ludzie, którzy odbywają nawet 40 dniowe głodówki i poddający się w tym czasie regularnym badaniom moczu wykazują w nim bardzo duże ilości białka i aminokwasów. Oczywiście taka ilość akurat w tym przypadku nie służy budowie mięśni, a odbudowie zniszczonych tkanek, jakie się dokonują w czasie postu leczniczego.
Trzeci argument: Azot przyswajany wraz z powietrzem, który jest przecież produktem końcowym białka i najważniejszym dla kulturysty. W skrócie białko w organizmie dzieli się na węglowodany i azot. Dodam, że ten dostarczany wraz z powietrzem jest w 99% przyswajający. Oczywiście można rzec, że przecież kulturysta też oddycha więc i ma azot. Ok, ma, ale przypomnijmy sobie pierwszy argument i fakt, że gotowane jajka, gotowane mięso łączone ze skrobią (ziemniaki itd.) a już tym bardziej "martwe białko" w proszku czyli suplementy to jedne z najmniej przyswajalnych pokarmów. Organizm do trawienia, przetwarzania i wydalania czegoś takiego nie ewoluował, więc nasze układy trawienne nie są w stanie dobrze sobie z czymś takim poradzić w przeciwieństwie do jadania surowych roślin czy mięsa z odpowiednimi roślinami (nie przetwarzanymi termicznie) itd. czyli pokarmu, który pod taką postacią jest naszym organizmom dobrze znany (dowolnie obrabiane termicznie mięso, tłuszcz, surowe rośliny i orzechy). Jest jeszcze tajemnica właściwego łączenia pokarmów, bo przecież lew, jedząc swoją ofiarę nie zagryza jej trawą. Podobnie w ludzkim układzie pokarmowym. Do trawienia białka żołądek potrzebuje innych soków trawiennych (czy też zwanych środowiskiem enzymów, które rozkładają pokarm), do skrobi innych. Jeśli zjemy ziemniak z mięsem, następuje przemieszanie się soków trawiennych w żołądku, w efekcie pokarm schodzi do niższych odcinków układu pokarmowego i jest trawiony przez bakterie. Tak powstają złogi i toksyny, a sam potencjał pokarmu jest bardzo nikle wykorzystany.
Czwarty argument, który był dla mnie bardzo ciekawym eksperymentem. Każdy kto trenuję trochę poważniej, zna to uczucie, kiedy nas rozpieprza energią w czasie pobytu na siłowni po obfitym posiłku z dużą ilością białka. Możemy góry przenosić, psycha popycha nas w najwyższe obroty, gotowa dawać liście za przerwy między seriami.
Poznałem kiedyś coś takiego jak efekt placebo. Ponoć szamani skutecznie lecą swój lud, podając im ciemną buteleczką z wodą i wmawiając, że to bardzo silny lek, który pomoże. I pomaga. Potęga psychiki? Mózgu? Podświadomości? Przypomnijmy, że mózg, to niezbadane sfery, a wykorzystujemy go przeciętnie 10%.
Wykorzystałem tą wiedzę, aby symulować to uczucie, jakie opisałem wyżej. Różnica polegała na tym, że przez cały dzień zjadłem tylko raz i to trzy jabłka średniej wielkości. Doskonale pamiętałem uczucie, jakie towarzyszy mi, kiedy bardzo obficie zjem i jestem gotów do treningu najwyższych lotów z pełnym skupieniem więc odtworzyłem to w powyższej sytuacji i to dosłownie. Uwierzyłem, że jestem w stanie mieć tyle samo siły, choć teoretycznie nie dostarczyłem organizmowi potrzebnego b/t/w. Jaki efekt? Identyczny, bez żadnych różnic. Do dziś to wykorzystuję ze świetnym efektem i mało tego, czas przerw między seriami jest zdecydowanie krótszy niż dwa lata wstecz a osiągi siłowe i estetyczne rosną dużo szybciej przynajmniej porównując pierwsze kilka tygodni.
Dlaczego raz dziennie?
Jadam tylko wtedy, gdy jestem głodny, nie kiedy mam ochotę. Bardzo ciężko to rozróżnić, do ochoty popychają nadmiernie wyeksploatowane zmysły, do głodu - potrzeby organizmu.
Nasunie się wam wiele pytań w związku z tym co tu wyprodukowałem. Przykładowo przecież podczas głodówki człowiek jest "wycieńczony", a w obozach z powodu głodu umierano. Ludzie Ci pozbawieni pożywienia nieoczekiwanie i z przymusu, czując lęk i dyskomfort ginęli z powodu paniki i nieznajomości zasad prawidłowego zachowania się w czasie głodówki (m.in. podjadali się byle czym kiedy tylko mogli, a to uniemożliwia przejście organizmu na odżywianie wewnętrzne).
Nie poruszyłem tutaj celowo bardzo wielu wątków, bo zbyt wiele by to zajęło czasu i stron.
Napisałem temat w celach czysto informacyjnych. Nikogo nie zmuszam, nikomu nie narzucam swoich racji, ani nikogo nie karcę za jego tryb życia. Jeśli ktoś zechce skorzystać z kwestii zawartych w tym temacie, to przede wszystkim prosiłbym, aby nabrał trochę wiedzy na dany temat. Mogę służyć radą i chętnie naprowadzę na jakieś źródło jeśli będzie konieczność. Niczego nie róbcie pochopnie, pod wpływem.
Nie chwalę, ani nie wywyższam swojego trybu życia nad inne, to indywidualna sprawa. Ja osobiście odczułem ogromne zmiany w czasie tych dwóch lat w sferze zdrowotnej, przystosowawczej, odpornościowej, wydolnościowej i kurde psychicznej (uczucie niezależności od lekarzy - bezcenne . Będę starał się pokazać, że możliwości organizmu są większe niż komuś się może wydawać i zawsze jest więcej niż jedno wyjście z danej sytuacji. Postaram się regularnie trenować by zbudować odpowiednią sylwetkę, pochwalić się nią na tym forum i stanowić lepszą motywację dla innych, niż swego czasu dla mnie było tylko pewne opowiadanie i po części Charlie Abel - kulturysta witarianin.
Opowiadanie brzmiało mniej więcej: Pewien pisarz podróżujący w Tybecie spotkał jogina, który był bardzo obficie umięśniony (autor nazwał go kulturystą). Pomieszkał w pobliskich rejonach obserwując tego osobnika i zauważył - co zaznaczył w swojej książce - że jogin odżywia się tylko garstką ryżu i stosuje techniki oddechowe.
Coś takiego nie każdemu może podziałać na mobilizację, na mnie przeciwnie ze względu na trochę już poukładaną wiedzę z zakresu medycyny niekonwencjonalnej.
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca tego tekstu
Zaufaj SWOIM możliwościom.