nie jest moją intencją wysyłać pierwszego lepszego łebka z ulicy na zawody i nie ma co się porywać z motyką na słońce, jeśli ktoś trenuje dwa miesiące przed lustrem. Wiem, że sport jest niebezpieczny, że może skończyć się knockoutem, co bardzo źle by wpłynęło na psychikę zawodnika, ale z drugiej strony pisanie "nie ćwicz sam w domu bo możesz sobie krzywdę zrobić" brzmi dla mnie tak samo śmiesznie jak "nie kop pana bo się spocisz". Na pewno nie każdy "odważny" na ring powinien wychodzić, ale nie róbmy też jakiegoś odgórnego zakazu. Jest mnóstwo chłopaków, którzy chcą walczyć, którzy mają serce do walki a ono jest najważniejsze <odsyłam do art searme - genialny genialny genialny>, umiejętności techniczne to nie wszystko.
Chłopak włoży w to serce, poświęci dużo czasu i wysiłku. I jeśli dozna na początku porażki może się obwiniać i zniechęcić. A to nie będzie jego wina, tylko braku trenera i regularnych sparingów w normalnym klubie. na początku są same porażki, mało jest takich co wszystkie walki w życiu wygrali, jeśli ktoś nie potrafi się pogodzić z porażką, nie potrafi wyciągnąć odpowiednich wniosków i startować dalej to nie oszukujmy się, ale w tym sporcie nie ma czego szukać.
Na koniec opowieść zakrawająca o nierealną, ale przytoczę :) jest jeden zawodnik na polskiej arenie muay thai, wg mnie (i nie tylko mnie) jeden z najlepszych, który jest samoukiem i do zawodów przygotowuje się praktycznie sam - przede wszystkim nie sparuje, nie tarczuje, głównie dlatego, że nie ma z kim. Jakby tak prześledzić jego karierę niejeden uznałby, że to niemożliwe, że wzbił się na taki poziom. Bez sparingów na zawody jeździ również Aśka Jędrzejczyk, która od dłuższego już czasu trenuje u siebie... w garażu :), jeździ co jakiś czas na treningi do Warszawy, ale to nie jest jednak regularny trening pod okiem trenera. Nie muszę chyba nikomu mówić, że aktualnie jest złotą medalistką mistrzostw europy.
Ale wyobraź sobie takiego pływaka na zawodach przeciwko zawodnikom, którzy trenują już kilka lat.
wyobraź sobie kolesia który rok trenuje w klubie pod okiem instruktora przeciwko komuś kto walczy od kilku lat i ma x walk na koncie - efekt ten sam, a przecież nie w tym rzecz. Ważne żeby próbować, żeby coś działać, żeby się rozwijać nawet odnosząc porażki. Fajnie jest dobierać przeciwników wg doświadczenia, ale nie zawsze tak się da. Moja pierwsza walka w MT była przeciwko Aśce Jędrzejczyk, która trenowała 4 razy dłużej niż ja i była dużo bardziej doświadczona. Dostałam baty, ale przewalczyłam 3 rundy. Tak naprawdę to jest nieistotne, dla nikogo nie liczy się to, czy wygrywam czy przegrywam - tylko dla mnie samej. Ważne by wychodzić do ringu i dawać ładne walki, jeśli się w tym człowiek realizuje. Wynik nie zawsze jest ważny, bo nie zawsze da się wygrać.
Gratuluje talentu... ja gdy pierwszy raz stanąłem na ringu to nie widziałem w którą stronę mam bić ciosy... hehe ja też
tak jak chyba każdy
<mam przerwę od treningów to mogę sobie poklepać trochę przed kompem hehe
>