CZĘŚĆ I
dla eseistów:)
Zwykły kwadrat wielkością przypominający raczej większy kibel aniżeli miejsce ceremonii.
Cztery słupki, cztery równoległe do podłoża liny- geometryzacja, zgodność z naturą, czysta matematyka oświetlona słabym blaskiem jarzeniówek. A jednak dla niego zawsze to była Świątynia, tak taka pisana z dużej litery. Teraz zaczynało się jego święto, przez liny ringu wchodził w pozornej ciszy, w jego wnętrzu grała bowiem muzyka. Muzyka codziennych
treningów, krwi, potu i łez, wysiłku, zmęczenia i „jeszcze mogę”, „dam radę więcej”.
Dookoła widział masy ludzi- czuł sięniczym wojownik w rzymskim Koloseum, „nazywają nas współczesnymi gladiatorami, ale staliśmy się zwykłymi dziwkami walczącymi dla pieniędzy” –myślał. Nie był zdenerwowany, czuł raczej niepokój płynący ze skoncentrowania oraz wyostrzenia zmysłów. Wewnątrz stał już jego rywal (nigdy nie używał słowa przeciwnik, bo za jedynego przeciwnika uważał własne ograniczenia) jedyne określenie jakie mu się nasuwało to „kawał z niego skurczybyka”. Musiał być przynajmniej 15cm wyższy oraz minimum 20kg cięższy- tu nie ma przecież miejsca na kategorie wagowe, wzrostowe, wiekowe. Walczą chętni- wygrywają najtwardsi całkiem jak w życiu.
Jeszcze raz zanim rozbrzmi gong, a pięści zaśpiewają swoją piosenkę spojrzał na rywala, z którym przyjdzie mu się zmierzyć- stał tyłem. Zobaczył jego obrośnięte mięśniami, szerokie jak stodoła plecy, prostowniki grzbietu jak dwa bochny chleba, tricepsy jak korzenie oplatające ramiona, łydki tak nienaturalne jak dwie kule zaszyte pod skórą. Wiedział, że jeżeli rywal będzie umiał zrobić pożytek ze swoich łokci oraz kolan, w ringu szybko może znaleźć się wystarczająco dużo krwi, aby zaopatrzyć 2 wampirów na tygodniową libację, a jeżeli będzie równie dobrze władać pięściami, to starczyć może jeszcze dla Polskiego Związku Krwiodawstwa. Krew, pot i łzy. 3 wyrazy tak związane z tym miejscem, 3 wyrazy tak związane z tym sportem, 3 wyrazy tak związane z tym światem...
Był pewien, że nie minie więcej niż dwie minuty, a pojawi się coś czego potrzebował jak drugiej dziury w dupie- zmęczenie.
Czekał jednak w milczeniu na gong, bo on oznacza, że rozpoczyna się widowisko, inni nazywają je wprost: „Massacra”.
Wydaje się, że oba określenia mają w sobie sporo prawdy.
---
Liczba zdań: 17
Pozdrawiam
Zmieniony przez - Kamiru w dniu 2007-12-09 16:50:55