Dzisaj rower od 10.40 (właściwy od 11, przedtem dojazd), do 14.30. Cięzko szło już od około 12:00, a zgon od 13.00 i znowu przeszedłem meczarnie, bo jakoś musiałem wrócić do domu, zajęło mi to aż godzine solo (30 minut jeszcze w kołach leciałem).
Dzisaj postanowiłem zjeść inne śniadanie, z tego co widze po wpisach teraz, to najgorzej chyba nie wymyśliłem...
A więc:
płatki z mlekiem w porcji talerza głębokiego (50/50 płatki zwykłe pszenne i w polewie miodowej, kromka chleba ciemnego ze szprotką wędzoną położoną na wierch. Na trening niestety nie zabrałem jedzenia i pewnie to, oraz nieregenerowanie się po wczorajszym wysiłku przyczyiło się do zaskakująco wszesnego opadniecia z sił. Skoro to ma być dieta low carb, to w pozostałych posiłkach mam wcale nei przyjmować węglowodanów skoro mam dość dużo przyjąc rano? Czy może mała ilość węgli w diecie też ma wpływ na wytrzymałość (tego nie jestem do końca pewny jeszcze, bo wróciłem do reżimu treningowego po chorobie, więc mogę być daleko od swojego poziomu), czy może poprostu mam mieć dietę z przyciętymi węglami, ale nie na poziomie 50g czy 100g ;]?
Takie powroty, kiedy już nie wiem co się dzieje i różne myśli przychodzą do głowy powodują, że jak już dotrę to chce zjeść co popadnie, wziąc powierchowny prysznic i spać/położyć się... Wcześniej sobie posiłku nei przygotowałem, i po treningu dziś wybrałem to, co jadła rodzinka, czyli porcja ziemniaków z kurczakiem. Z jednej strony szkoda mi tych ziemniaków, a z drugiej pomyślałem, że nic się nie stanie, bo jestem wypluty...
Może mam ładowania robić w piątki, żeby akurat na weekend był zapas glikogenu? I czy ma się jakoś sprawa ładować negatywnie do pobytu w ten sam dzień w południe w saunie (2h) <czwartek>, bo w piątek chodzę na siłownie, ale narazie bez szaleństw, poniżej godziny. Poza ziemniakami w rozpaczy i tęskocie do sił i witalności sięgłem po 2 kostki gorzkiej czekolady i kilka "wafli ryżowych (co dało około 50 g, z czego 38 g to węglowodany) no i kilka marchwi, bo musiałem coś soczystego, żeby się lepiej poczuć. Jedno co zaobserwowałem, że brzuch mam dosyć wydętny a głodny jestem, pierwszy raz takie uczucie od kilku dni, kiedy staram sie przyjmować minimalną ilość węglowodanów. Wiem, że źle robie, dojadając takie coś (przynajmniej tak mi się wydaję), ale jak jestem w takim stanie to to jest silniejsze ode mnie, muszę poprostu odrzyć, rozpiska się zawala i "na czuja" potem próbóje wyjść na prostą wieczorem, jak już jem na spokojnie.