Matt, zajrzyj do profilu Searme, a przekonasz się, że to co mówi wynika z doświadczenia zarówno w sztukach jak i sportach walki. Nie chodzi tu o wartościowanie, tylko o wykazanie pewnej różnicy: sztuki walki to niezwykle cenna, siegająca do starożytnych tradycji forma rekreacji, wszechstronnie rozwijająca, dająca pewność siebie i pewne możliwości w samoobronie. Jak pisałem w tym poście, tradycyjne z róznych względów wybrały sobie pewną niszę rynkową, pewien target - ludzi, którzy z różnych powodów nie mogą sobie pozwlić na chodzenie z podbitym okiem bądź złamanym nosem. I bardzo dobrze! Ten typ ludzi otrzyma taką lekcję samoobrony, jaka w 99% przypadków z powodzeniem im wystarczy.
Sporty walki zajęły inną niszę - postawiły na ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na siniaki, którzy chcą się sprawdzić w ekstremalnych sytuacjach, którzy w sytuacji maksymalnie zbliżonej do realiów mogę "testować" rozmaite techniki i zachowania, a testy te są okupione uszkodzeniami ciała, bólem itp. Jako takie są obecnie zasadniczym bodźcem dla rozwoju sztuk walki. I w tym kontekście można mówić o stylach full contactowych jako o elicie.
Jeśli zaś chodzi o Twoje wątpliwości: formuła knock down to nie to samo co full contact!!! Knock down wyrabia zgubne nawyki, poprzez mylne założenie, że pojedynczy cios zawsze jest tym ostatecznym.
Piszesz, że u Ciebie "inaczej to wygląda". Nie wiem jak u Ciebie to wygląda, ale znam mnóstwo sekcji karate, które reklamują się tym, że sensej od czasu do czasu pokaże trochę boksu, albo pozwoli na markowane ciosy na głowę. Zapewniam Cię, że to nie to samo
Jest oczywiście full contactowy kyokushin (coś w rodzaju kick boxingu), który rozwija się szczególnie teraz, po sukcesach zawodników kyoka w K1. I nikt się do tego nie przyczepia! Zakładam, że Searme ten gatunek też zalicza do "elity"
I powiem więcej - nikt nie sugeruje, że tradycyjni (a już na pewno nie full contactowcy) mają się chować pod ziemię! Wręcz przeciwnie. Każdy ma prawo być dumny z tego, że ładuje swój wysiłek, czas i pieniądze w studnię bez dna po to, by nie być łamagą. Jedni mogą sobie pozwolić na siniaki, inni nie - ot cała różnica. W każdej jednej dziedzinie życia Ci którzy nadstawiają tyłka są awangardą i to oni są podziwiani. Nie ma co się temu dziwić ani na to psioczyć. To mniej więcej taka różnica jak pomiędzy kierowcą formuły 1, a kierowcą, który co rano dojeżdża do pracy swoim starym oplem. Ten w olu znacznie mniej ryzykuje, więc nikt go specjalnie nie podziwia. Ten w bolidzie ryzykuje zdrowie i życie, więc jakiś szacunek dla jego odwagi mu się należy.
Sporty walki zajęły inną niszę - postawiły na ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na siniaki, którzy chcą się sprawdzić w ekstremalnych sytuacjach, którzy w sytuacji maksymalnie zbliżonej do realiów mogę "testować" rozmaite techniki i zachowania, a testy te są okupione uszkodzeniami ciała, bólem itp. Jako takie są obecnie zasadniczym bodźcem dla rozwoju sztuk walki. I w tym kontekście można mówić o stylach full contactowych jako o elicie.
Jeśli zaś chodzi o Twoje wątpliwości: formuła knock down to nie to samo co full contact!!! Knock down wyrabia zgubne nawyki, poprzez mylne założenie, że pojedynczy cios zawsze jest tym ostatecznym.
Piszesz, że u Ciebie "inaczej to wygląda". Nie wiem jak u Ciebie to wygląda, ale znam mnóstwo sekcji karate, które reklamują się tym, że sensej od czasu do czasu pokaże trochę boksu, albo pozwoli na markowane ciosy na głowę. Zapewniam Cię, że to nie to samo

Jest oczywiście full contactowy kyokushin (coś w rodzaju kick boxingu), który rozwija się szczególnie teraz, po sukcesach zawodników kyoka w K1. I nikt się do tego nie przyczepia! Zakładam, że Searme ten gatunek też zalicza do "elity"

I powiem więcej - nikt nie sugeruje, że tradycyjni (a już na pewno nie full contactowcy) mają się chować pod ziemię! Wręcz przeciwnie. Każdy ma prawo być dumny z tego, że ładuje swój wysiłek, czas i pieniądze w studnię bez dna po to, by nie być łamagą. Jedni mogą sobie pozwolić na siniaki, inni nie - ot cała różnica. W każdej jednej dziedzinie życia Ci którzy nadstawiają tyłka są awangardą i to oni są podziwiani. Nie ma co się temu dziwić ani na to psioczyć. To mniej więcej taka różnica jak pomiędzy kierowcą formuły 1, a kierowcą, który co rano dojeżdża do pracy swoim starym oplem. Ten w olu znacznie mniej ryzykuje, więc nikt go specjalnie nie podziwia. Ten w bolidzie ryzykuje zdrowie i życie, więc jakiś szacunek dla jego odwagi mu się należy.
"Energia przepływa, nie powinna stać.
A stoi gdy wątpisz w tę energię.
Musisz więc za energią nadążyć, nadążyć za siłą.
Wówczas jesteś z siłą w harmonii."