Jeszcze żaden polski przedstawiciel sportów walki nie rozpalał tak bardzo tłumów. Paweł Nastula w niedzielę przed południem (czasu polskiego) pojawił się w hali Saitama Super Arena przy dźwiękach muzyki Chopina i taktach z filmu Gladiator.
37 tysięcy Japończyków wstało z miejsc, witając "legendę judo", jak zaanonsowali go organizatorzy gali, w której walczyli ze sobą przedstawiciele m. in. judo, jujitsu, muay thai, kick boxingu i zapasów. Biało-czerwona szczęka
Jak zwykle z kilkudniowym zarostem na twarzy, w judogi, ale po raz pierwszy w rękawicach (tzw. piąstkówkach) i ochraniaczu "biało-czerwonym" na zębach. Judogi zdjął już na ringu i po raz kolejny zaskoczył wielu imponującą muskulaturą.
Rywalem Nastuli był jeden z najtwardszych zawodników mieszanych sztuk walki, Brazylijczyk Rodrigo Nogueira. To weteran ringów, klatek i różnych miejsc konfrontacji, który nosi przydomek Minotauro. Pół byk, biorąc pod uwagę jego siłę, pół człowiek, biorąc pod uwagę legendy, jakie wiążą się z jego karierą (cudem uniknął śmierci jako mały chłopiec, wiele razy wygrywał swoje pojedynki półprzytomny ze zmęczenia).
Jednak to Nastula, który zadebiutował w Pride, ruszył do przodu jak byk. Judoka zadawał bardzo mocne ciosy proste. Początkowo zaskoczył Brazylijczyka. "Nastek" okładał rywala pięściami, nawet gdy pojedynek przenosił się na ziemię.
Te natarcia zgubiły jednak Polaka. "Minotauro" po kilku minutach przeszedł bowiem do kontrataku. Kilkoma celnymi ciosami nieco ogłuszył mistrza olimpijskiego w judo z Atlanty.
Zdezorientowany "Nastek" chciał odzyskać siły podczas walki w parterze. To był błąd, który słono go kosztował. Rodrigo zasypał bowiem głowę Polaka gradem ciosów, nie pozwalając Pawłowi na użycie jego najgroźniejszej broni: dźwigni i duszeń. Od półprzytomnego, leżącego na ziemi Nastuli "Minotauro" został niemal siłą oderwany przez arbitra. To sędzia zdecydował o przerwaniu pojedynku.
Paweł pokazał jednak, że ma ogromne serce do walki. Kilka godzin po pojedynku, w rozmowie z Życiem Warszawy (czytaj obok) zapewnił, że teraz jest jeszcze bardziej zdeterminowany. Zgodnie z kontraktem, ma prawo do co najmniej czterech kolejnych pojedynków.
"Nie poddam się nigdy" - z Pawłem Nastulą rozmawia Oskar Berezowski
To były chyba najbardziej bolesne urodziny w Pana życiu.
Spotkanie z „Minotauro" do przyjemnych nie należało, ale nic mi się nie stało. Mam tylko poobcieraną skórę na twarzy, stłuczone kostki i trochę boli mnie kolano. To wszystko. Po zejściu z ringu zostałem poddany dokładnym badaniom lekarskim.
Nogueira zadał Panu serię bardzo groźnie wyglądających ciosów. Sędzia słusznie przerwał walkę?
Nie wypada mi oceniać decyzji arbitra. Ja na pewno nie poddałbym się sam. Chciałem walczyć do końca.
Jak to nie poddałby się Pan? Przecież to grozi utratą zdrowia.
Wiem, na co się decydowałem, podpisując kontrakt z Pride. Mam duszę wojownika. Gdy wychodzę na matę, a teraz do ringu, chcę pokonać przeciwnika za wszelką cenę. Tak było w niedzielnej gali. Zgubiło mnie właśnie to, że narzuciłem zbyt mocne tempo na początku. Brazylijczyk przetrwał moje ataki i gdy ja straciłem trochę sił, zaatakował. Miałem nadzieję, że przetrzymam jego kontrę do końca pierwszej rundy. Zabrakło minuty.
Nogueira nie zniechęcił Pana do dalszych startów?
Wręcz przeciwnie. Nabrałem doświadczenia. Mam nadzieję, że stoczę jeszcze kilka dobrych walk. Władze Pride są zadowolone z mojego występu.
Autor: Oskar Berezowski
Autor / źródło: Życie Warszawy