ZmeczonyZyciem Wiad piszesz, że: "TRT oznacza, że cierpisz na nieuleczalną chorobę. Hipogonadyzm." To jak zapatrujesz się na praktykę stosowania TRT tylko z powodu starzenia się organizmu i z faktu, że naturalnie u mężczyzn wraz z wiekiem spada poziom testosteronu? Nie znam się ale koncepcyjnie (na papierze) ma to sens (taki biohacking).
To samo z resztą tyczy się TSH. Jeden z Endokrynologów, z którym rozmawiałem opowiadał mi, że swojemu ojcu, któremu wraz z wiekiem (naturalnie) TSH szło do góry podawał Euthyrox tak by utrzymać TSH w przedziale 0,4-2,5 (czyli w normie młodej, zdrowej osoby) i samopoczucie jego taty momentalnie się poprawiło. W związku z tym, że choruję na Hashimoto trochę poczytałem różnych opracowań dotyczących tarczycy i natrafiłem na wiele opinii, że Euthyrox powinien być przepisywany również osobom zdrowym, które pomimo młodego wieku mają TSH w górnej granicy (choć wciąż w normie).
Nie wiem czy te dwie kwestie są porównywalne - Tyroksyna i Testosteron (żaden ze mnie fachowiec) ale sama koncepcja "biohackowania" swojego organizmu do mnie przemawia. Skoro mamy takie możliwości to czy nie warto, pomimo braku klinicznych wskazań?
Od razu zaznaczę, że na forum prezentuję tylko swoje prywatne opinie. To nie jest porada lekarska.
Problem, który poruszasz jest trudny. To pytanie z rodzaju: w którym momencie warto pozbyć się zębów i co dalej? Co do zasady: stomatolog leczy tak długo, aż dalsze leczenie nie ma sensu. Wówczas usuwa. Możesz zastąpić protezą (jaką, czy w ogóle - zostawiam, bo to nowy temat). Mało kto usunie zdrowe zęby i zdecyduje się na implanty. Trudno przewidzieć długofalowe skutki takiego działania.
Podstawową funkcją jąder jest produkcja testosteronu. Kwestie reprodukcyjne w wieku 40+ niekoniecznie są istotne. Lekarz będzie starał się zatem określić czy jądra w tej kwestii są zdrowe. Jeśli tak - nie wykastruje Cię podając testo-, tak jak stomatolog nie wyrwie Ci zdrowych (pomijam patologię). Jeśli jądra trochę chorują - dostaniesz coś na pobudzenie naturalnej produkcji (np. clostilbegyt), tak jak stomatolog zaplombuje ubytek. Dopiero gdy nadziei nie ma - urolog da TRT (pozbawiając jądra swojej podstawowej funkcji), a stomatolog wyrwie ząb proponując protezę. Kluczowe jest, aby rozumieć tę drogę.
Teraz... czy TRT dla komfortu życia? W określonych sytuacjach - tak. Podobnie jak hollywood smile dla aktora/piosenkarza jest kluczowe dla jego kariery. Ale masowo? Jeszcze bez zaplecza finansowego liczonego w setkach tysięcy zł? To już kontrowersyjne. Bardzo często zabiegi nie są jednorazowe, a wręcz istnieje konieczność ich ponawiania raz na parę lat. Do końca życia.
Dużo osób uważa, że brak masowego TRT w PL to zacofanie, niewiedza itd. polskich lekarzy. Za wzór stawia się USA. Sęk w tym, że tam lekarze podchodzą do zawodu bardzo... hmm... komercyjnie. Służba zdrowia w USA to temat rzeka - poczytaj o Obamacare chociażby. To nie są luksusy (gdy nie masz ogromu $ na koncie), jak się wielu wydaje. Jak płacisz - lekarz w USA jest bardzo tolerancyjny. Często Twoje zdrowie, a nawet własne sumienie ma... gdzieś. Stąd prawie przy każdej przedwczesnej śmierci celebryty w USA dowiadujemy się o jego lekach w ilości... hmm... dużej. Wystarczy poczytać np. o lekarzu Michaela Jacksona, który ostatecznie trafił za kratki. Ale temat dotyczy też "zwykłych" ludzi. Poczytaj o prozacu chociażby czy xanaksie. Możesz też obejrzeć "Prozac Nation" lub "Requiem dla snu". Swego czasu też masowo przepisywano
ritalin na "niegrzeczne dzieci". Rodzice mieli spokój... W tym duchu lekarze w PL są ostrożniejsi. TRT jest tematem nie do końca zbadanym. Potrzeba dziesięcioleci, aby przekonać się czy nie wyrośnie nam "pokolenie TRT" wzorem "pokolenia prozac". W medycynie wiele leków się nie sprawdziło i ostatecznie je wycofano (na czele z trenbolonem - niewielu wie, że 30 lat temu był on dostępny w aptekach, chociaż nie w PL). Metanabolu czy propionatu dziś w aptekach w Polsce nie ma.
Ergo: TRT tylko pod kontrolą lekarza, bardzo uważnie i ostrożnie, gdy faktycznie nic więcej nie na się zrobić.
Tarczyca: Euthyrox przyjmują osoby chore na hashimoto. Znam taką osobę - bierze od lat. Pod kontrolą endo-. Robi badania, USG tarczycy, monitoruje jej stan, wielkość guza... Długo opowiadać, ale... znowu... to lek i podanie go zdrowej osobie dla "jakości życia" jest błędem. Możesz rozregulować swoją tarczycę. W efekcie "zablokować" naturalną produkcję i uzależnić się od leku (musisz go potem brać - wygodne dla big pharmy, prawda?). Tak naprawdę nikt Ci nie gwarantuje i nie powie, co się stanie za X lat. Analogia do koksu jest - niektórzy "wspomagają" trzustkę podając sobie insulinę - ale nawet dziecko wie, jak niebezpieczny to bywa hormon. Eksperymentowanie z nim w kulturystyce to ostatnie 20-25 lat. Jednemu się uda, drugiemu nie. O samej trzustce nadal sporo nie wiemy - jej nowotwór należy do najszybciej się rozwijających, z największą śmiertelnością itd. Majstrowanie przy nim... no nie wiem. A zatem granica, do której chcesz się posunąć w ramach "lepszego" życia musi być przemyślana. Lekarz niejednokrotnie jest po to, aby "ostudzić" zapał koksika. Niemniej - temat trudny.