Kiedyś było wiadome, że niedoleczona grypa (gdy ktoś np. za bardzo się spieszył ze wstaniem z łóżka i powrotem do pracy) równa się z dużym prawdopodobieństwem zapaleniu mięśnia sercowego i unikało się takich ryzykownych zachowań.
To, że pacjent już nie ma gorączki (albo ją chemicznie zbito) nie jest tożsame z tym, że zabito wszystkie wirusy, a człowiek jest zdrowy. Jeśli zbijemy gorączkę i tylko trochę wirusów przetrwa, a osłabiony człowiek narazi się na zimno czy wysiłek, to te wirusy mogą zaatakować znowu, ze zdwojoną siłą. To się nazywa przeziębianiem infekcji wirusowych i kiedyś było oczywiste, że jest głównym źródłem powikłań i śmierci, nawet u względnie silnych osób, więc nie wolno się na to narażać.
Teraz mamy przykłady, np. gdy młodzi piłkarze przechodzą infekcję, szybko wracają do gry, a potem - zapalenie mięśnia sercowego. Niestety normalne.
P.S. Nikogo nie namawiam do gorących kąpieli, które grożą imo omdleniem w tej wodzie, później ochłodzeniem itp., ale chodzi o korzyści z wysokiej temperatury. Jeśli człowiek ma gorączkę, to niech się dalej grzeje, powinno mu się zmieniać pościel i ubranie, żeby nie były mokre, ale umożliwić to bo to jest naturalny mechanizm obronny. Gorące lub dobrze ciepłe picie - herbata, napar z lipy, rosół i inne - pomagają w wywołaniu takiego stanu.
Jeśli pot się leje, to dobrze. I przeważnie nie potrzeba żadnych chemicznych wspomagaczy leczenia, wszystko jedno czy to jest wirus grypy, odry czy świnki czy n-ta mutacja koronawirusa. Wirus to wirus, ma
białka, które ścinają się w wysokiej temperaturze i nawet nie mając celowanych leków - u osób bez przeciwwskazań do gorączki, zawsze można to wykorzystać.
Sorry, że tak dużo piszę, ale rozwala mnie, że metody leczenia cofnęły się do stanu sprzed 40 lat i ludzie cierpią z tego powodu.
Zmieniony przez - M-ka w dniu 2022-01-19 10:30:49