Wypiska z trzech dni, nie było czasu, bo działo się i to sporo :D
W czwartek wieczorkiem postanowiłem pobiegać, czułem się już zdrowszy, a nadchodził runmageddon. Wpadło 5.50 w 34:09. Temperatura nie rozpieszczała - było około 2 stopnie, ale ubrałem się ciepło - chyba za ciepło więc nie doskwierało :)
W piątek standardowy dzień z siłką, niby w dzień czułem się dobrze, ale na treningu jakoś mocy nie było - a może tak mi się wydaje i wcześniej było tak samo :) Niemniej jednak trening wszedł zayebiście mimo niedużych ciężarów i pompka była :)
Przysiad ze sztangą na barkach:
50 x 12, 54 x 10, 56 x 10, 58 x 8
Mc na prostych
40 x 10 x 3
Wiosło nachwyt
40 x 12, 42 x 12 x 2, 44 x 12
Wl
50 x 12, 50 x 10 x 2, 50 x 8
OHP
30 x 12, 30 x 10, 30 x 8 x 2
Prostowanie ramienia z hantlą w opadzie
5 kg x 10, 6kg x 10 x 4
Uginanie z gryfem łamanym
g+10 x 10 x 2, g+12 x 10 x 2
Brzuch standard
Łydki 50 x 12 x 2
Przysiad - wyższy zakres powtórzeń, ładnie piekło, zapas jakiś tam jest ale nie szalałem
MC na prostych - na lekko, nie chciałem szaleć, żeby dwójki były we właściwej kondycji na bieg :)
Wiosło - zmienione z hantli na sztangę, bo zwyczajnie nie było gdzie zrobić hantlą - akurat zebrał się tłumek przy ławkach i stojakach na hantle, mimo wszystko fajnie weszło chociaż ciężar nie duży
WL - liczyłem na więcej, ale zwyczajnie nie zrobiłbym zakładanej liczy powtórzeń, więc zostałem na 50kg, mimo wszystko klatkę poczułem :)
OHP - podobnie jak wyżej, barki piekły, od kiedy ustabilizowałem sylwetkę wchodzi coraz lepiej
Biceps i triceps w ss - paliło ładnie, mimo małego ciężaru
I nadeszła sobota - dzień na który czekałem od dawna, a im bliżej tym myślałem głownie o niej - Runmageddon w Poznaniu.
Pobudka 5:20 i rura 216 km w jedną stronę :) Droga spoko, ale zapomniałem przygotowanego żarcia - zostałem z trzema batonikami, które zjadłem przed startem. Ludzie spotkani w trakcie, przed i po biegu mega, atmosfera zayebista i cała otoczka też - chcę się wracać :)
Co do samego biegu:
Na początku start - bieg, a właściwie szybki marsz z workiem z piaskiem, nie mogłem się do niego zabrać - jakoś źle mi się niosło i tempo bez szału, ale dzięki temu nie szarpałem niepotrzebnie na starcie :) Później bieg przez las - bagienko po pas, które wsysało, buty się ledwo trzymały, kolejne przeszkody pokonywane - szczególnie zadowolony jestem z pokonania tzw triceratopsa - trzeba przejść po dwóch rurach w górę i w dół używając jedynie rąk, co w praktyce oznacza pracę triców - trzeci raz miałem taką przeszkodę i dopiero pierwszy raz udało mi się ją pokonać - udało się poprawić siłę :) Najgorszy był chłód i wiatr oraz przeszkody z wodą i błotem - potęgowanie uczucia zimna. Pod koniec opadłem z sił - biegowo ok, ale siły już nie było i przy trzech przeszkodach musiałem robić burpees - ściana kilkumetrowa przez którą trzeba było przejść po linie, wejście na kilkumetrowy słup i rampa też z liną. Przed rampą była jeszcze chyba najgorsza przeszkoda - kontener z wodą i lodem, po wyjściu kończyny zdębiałe, ledwo się poruszałem i nie ogarniałem rzeczywistości z kilkanaście minut, ogrzałem się lekko przy kolejnej - skok przez ogień i była rampa i burpees już ostatkiem energii - w tym momencie pomyślałem sobie "nigdy więcej". Na macie zdjęcia - Fotograf musiał mi wyciągnąć medal na wierzch, bo ja nie ogarniałem :D i kilkanaście minut w ogrzewalni, przebranie i jakoś się ogarnąłem - zmęczenie jest, ale nie duże :) Później powrót do domu, w trakcie wstąpiłem na rogala i banana (yolo, i tak masę kcal spaliłem :D) i na chatę kolejne 216 km - ok 17:20 byłem w domu. Ostateczny czas to 2:09.53, niby gorszy niż poprzednio, ale jestem mega zadowolony, trochę postałem w kolejkach przy przeszkodach, trochę pomagałem, grzązłem w bagnie więc czas upłynął, ale najważniejsze jest ukończenie mimo wszystko w dobrej formie i pokonanie samodzielnie przeszkód z którymi wcześniej miałem problemy, jest niedosyt po tych trzech, których się nie udało pokonać, ale jest mega motywacja do dalszej pracy. Standardowo myśli "nigdy więcej" minęły po minięciu mety i planuję kolejne starty - uwielbiam to, daję mi to masę siły i wiary w siebie :)
Dieta