Witajcie.
To mój pierwszy post tutaj.
Tytułem wstępu. Odchudzam się gdzieś tak, od kiedy pamiętam do teraz (27 lat). Ze skutkiem wiecznego jojo. Szybkie monodiety i słaba wola.
15 lipca tego roku, coś mi się przełączyło. Zaczęłam jeść zdrowo i dużo mniej.
Odstawiłam syfy, lody, słodkie. Mało nie rozniosłam domu, ale siadło.
Pobrałam fitatu i od tamtej pory jadam 1500kcal (nie liczę mleka do kawy, oleju do smażenia itp), z drobnymi wyjątkami - może w sumie było 5/6 takich dni kiedy dobiłam do 2000kcal.
Natomiast - nie głoduję. Lato łaskawe, warzywa zajmowały mi prawie całość kaloryczną. Do tego raz w tygodniu mięsko z piersi kurkowej. W domu patrzyli na mój kopiaty talerz przynajmniej dziwnie:D
Lato się skończyło, warzywek sporo też. Mam trudność ze skomponowaniem szybkich potraw a waga nie pomaga.
Wzrost 176cm. Start ze 125kg. Na tą chwile 105kg.
I nie rusza. Nic a nic.
Wrzuciłam 30 day shred od Jilian, robię prawie codziennie. W poście niżej wrzucę screeny z fitatu, przykładowego dnia.
Podpowiedzcie coś. Ciężko jest, a ja tu walczę żeby sobie znowu nie odpuścić. )