Fotki oglądam właśnie teraz i zastanawiam się, jak to powiedzieć, hmmm...
Bez urazy, ale nie podoba mi się to, co widzę na nich, widzę niezdrowo wyglądające ciało (nie tylko chudość, ale i słaba jego jakość). Podobają Ci się widoczne kable na przedramiobach?
A to, co tu czytam zakrawa mi na jeden problem: rozkochanie w chudości. Ty po prostu lubisz i chcesz być chuda.
Że niby 1600 kcal to za dużo? Ja uważam, że za mało o 400-500. Dałam Ci tylko tyle, bo po Twoich wypowiedziach dało się wyczuć, że po prostu boisz się jeść
Jesteś wyniszczona, mówiąc metaforycznie: zeżarta od środka. Dziecko dosłownie z Ciebie wyssało nie tyle tłuszcz, ale też mięśnie, kości (wapń&co), zapasy
witaminy A z wątroby, jodu z tarczycy etc, etc, etc. Mięśni pozostało minimum potrzebne do poruszania się, więc co dalej? Ano degeneracja uk. nerwowego z powodu zniszczenia osłon mielinowych nerwów (skutek niedoboru cynku). No i serce... Znikające, dosłownie. Bo po co chudemu, lekkiemu jak mucha ciału duże i sprawne serce? Na dodatek to też mięsień = źródło energii dla głodzonego ciała.
Za te 4kg powinnaś być wdzięczna- kościec się lekko dociążył, a tym samym dostał sygnał "nie rozpadać się".
Zrozum, kobieto, że jedzenie to nie Twój wróg, ale coś co warunkuje życie, zdrowie i urodę.
Każdy mądry trener powie Ci, że pierwszym krokiem w budowaniu sylwetki jest leczenie niedoborów.
Uważasz, że fajnie jest mieć niedowagę i jeść jak 10-latka? W porządku jest łamanie kości, wypadanie zębów? No to ok. Rób tak dalej, ale bez mojego udziału.