Hmm, mnie tez bardzo spodobala sie wypowiedz Kendo. Po czesci wszyscy macie racje. To bardzo przykre, ze dzis ze wszystkiego mozna uczynic produkt,z drugiej jednak strony sama nazwa sama w sobie nie jest najistotniejsza. Jedynie wyraza pewna koncepcje. Jednak zmiana nazwy nie musi pociagac w konsekwencji naruszenia zasad danej koncepcji. Tak jest, moim zdaniem, w przypadku
JKD. To, ze nazwa zostala - nazwijmy to - wykupiona, nie znaczy, ze JKD juz nie istnieje poza jej obrebem. Coz, nie wszystkich stac na wykupienie autoryzacji, czy jak zwal - tak zwal. Niemniej jednak zdazyc sie moze sytuacja, ze osoba, ktora takowej nie posiada, ma wieksza baze - tak teoretyczna, jak praktyczna - od kogos, kto wykupil znak firmowy (bo tak to chyba mozna teraz nazwac?) i jest samozwanczym trenerem, ba, mistrzem JKD. To smieszne i irytujace! Coz, mozna sie jednak przyzwyczaic, ze ludzie na wszystkim potrafia zbic kase... Zatem - ku pokrzepieniu serc - stwierdzam, ze JKD, jakkolwiek by sie teraz nazywalo, nie traci nic ze swojej istoty. Przynajmniej dla mnie.
PS: A propos trenowania w domu - podtrzymuje swoja opinie. To nie to samo, co przelewanie siodmych potow w dojo, ale zawsze cos - zwlaszcza, kiedy ktos ma juz pewna baze. Jednak zawsze bedzie stratny w porownaniu z tymi, ktorzy ucza sie pod TROSKLIWYM okiem trenera...