Jak podałem w ankiecie moją wysoką wagę mogę zawdzięczać tylko i wyłącznie swojej głupocie i głupim dietom...
Tym razem się opanowałem i postawiłem na rozsądek.
Od grudnia mam pracę, przed komputerem. Na początku przynosiłem ze sobą bułki oraz inne kanapki jako przekąski, potem wieczorem jadłem coś niezdrowego, itp, itd... Waga zaczęła się powiększać. Dlatego miesiąc temu się zabrałem i zmieniłem swoje nawyki. Postanowiłem, że tym razem nie przejdę na dietę tylko zmienię swoje nawyki żywieniowe. Są efekty, bo przez ten miesiąc schudłem ok 8kg. Tego może nie jestem pewien, czy to dokładnie 8kg, ale coś około tego. Prosiłbym o radę oraz ocenę.
Na śniadanie postanowiłem jeść płatki owsiane. Praktycznie codziennie rano jem tylko to. Dodaje max pół szklanki płatków (więcej nie jestem rano w stanie zjeść), dodaje do nich to co mam aktualnie na stanie, przykładowo ziarna słonecznika, pestki dyni, suszone śliwki, mix szuszonych owoców (kupionych na wagę, przykładowo w marketach), żurawinę, zawsze rodzynki. Jak robię zakupy to wybieram to, co aktualnie jest tańsze, co można dodać do owsianki, co ją uatrakcyjni.
Owsiankę zalewam gorącą wodą.
I powiem Wam, że bardzo mi te płatki smakują i bardzo dobrze się po nich czuję.
Do pracy robię sobie pojemnik sałatki. Z sałatką jest tak samo jak z owsianką, to co aktualnie mam. Ale główną bazą jest kapusta pekińska, nasiona słonecznika, a to raz kiełki, a to jakieś inne warzywo, ale zawsze dodaje tam nabiał, przykładowo pół kostki jakiegoś twarogu. Kupuję tylko tłusty twaróg, często wędzony, albo typu włoskiego. Są one smaczne, ale mocno kaloryczne. Jednakże, tę sałatkę jem sobie w pracy. Tak przekąszam sobie co 2 godziny średnio aż całą zjem. Mieści się w 600g pojemniku.
Potem zazwyczaj już nic nie jem, chyba, że czuję się głodny, to sobie przez sokowirówkę przecisnę szklankę marchwi jakieś z 2-3h przed snem.
Mam też maszynę elektryczną na parę. I ostatnio jak mam wolne (jestem studentem i pracuję na pół etatu) to sobie robię na obiad na parze. A to jakieś warzywa, jak marchew, pietruszkę i na koniec wbije sobie 2 jajka doprawię do smaku (sól potasowa+przyprawy), a to piersi z kurczaka z brokułami, jednak mięso jem baardzo rzadko. Czasem w weekend zaszaleję, i sobie jeszcze na kolację zrobię sałatkę z kapusty pekińskiej przykładowo z ogórkiem kiszonym i odrobiną parmezanu do smaku.
Od miesiąca nie tknąłem żadnych słodkości, chipsów, itp.
Imprezy studenckie ograniczyłem do max 1 w weekend. Wówczas piję tylko wódkę z colą-zero.
I tak chudnę i chudnę. Musiałem sobie kupić nowe spodnie, bo te sprzed diety po prostu są jak worek.
Jeżeli chodzi o ruch, to dostałem kartę multisport z pracy, więc chodzę na siłownię. (mam kartę od ok 1,5tygodnia) Wybieram spinning dla średnio-zaawansowanych (hee). A na siłowni korzystam tylko ze sprzętów. Na sprzętach są obrazki mięśni, dlatego robie po 3 serie, nie przesadzam z obciążeniem. Po serii wybieram sprzęt, który ćwiczy inne partie mięśni. Byłem na siłowni 2 razy, na spinningu 1 (mam kartę od 1,5tygodnia). Chciałem zacząć lżej, żeby się nie zniechęcić. Potem sauna po 3 wejścia (sauna, zimny prysznic, sauna, itp), super odpręża.
I właśnie tak sobie beztrosko chudnę, dziewczyna nie może się nadziwić, znajomi się dziwią, rodzina zazdrości.
Jednakże jedna rzecz nie daje mi kurde spokoju. Czuję się najedzony, nie mam ochotę na żywieniowy skok w bok, humor mi się poprawił, czuję się znacznie atrakcyjnieszy, wszystko jest jak błoga sielanka. Tylko dlaczego tak się dzieje? Przecież się nie katuję, lajtowo sobie jem co mam, nie wydaje kokosów, nie śnię o jedzeniu, a chudnę i czuję, że wszystko zmierza do mojej wymarzonej wagi 75kg (wzrost 175).
Dlatego mam pytanie do Was, czy czasem wszystko nie wygląda za dobrze?? Może jakiś błąd popełniam?