To moj pierwszy post. Jak pewnie wielenowicjuszy zaczynam z problemem i prosba o pomoc: otoz przed 4 laty schudlam poteznie (20kg), poprzez "chude" i bezslodyczowe jedzenie (jakies 1200kcal na dzien) i codzienny rowerek. Dostalam przy tym glupiego nawyku: jedzenia codziennie niemalze tego samego na sniadanie i kolacje: jogurt + mala grahamka. Na obiad czasami jem cos bialkowego, a ostatnio nie chce mi sie nic szykowac (studenckie zycie) i jem to samo, co na sniadanie i kolacje. Taka dieta + codziennie 1 h cwiczen (stepper i rowerek, czesto jogging) pozwalala mi 3 lata spokojnie egzystowac, przy utrzymywaniu tej samej wagi. Ale ostatnio zaczelam dziwnie tyc... w ciagu kilku miesiecy waga skoczyla o 3-4 kilo w gore. Mysle, ze to przemiana materii siadla i cos sie zaczelo buntowac,tylko nie wiem co. Zaczelam jesc obiady (mieso, ryby, warzywa itd.) zeby organizmowi podpowiedziec, by sie ruszyl, ale nic z tego. Zyczynam sie bac, ze moj trud szlag trafi! Gdyby ten proces byl przemyslany i chciany... ale najgorsze jest to, ze ja nie wiem, o co chodzi??? Nie rozumie, co sie dzieje z moim organizmem? Wszystko jedno, ile cwicze, waga rosnie??? Co to moze byc? Przemiana materii? Jak nakrecic przemiane materii? Poprzez zwiekszona dawke sportu spnie potrafie tego osiagnac (probowalam). Bardzo prosze o pomoc.... w zasadzie jestem cholernie zrozpaczona, bo bylo juz tak spokojnie, bo bojach z tusza 3 lata nie musialam sie martwic, i znowu??? Dziekuje z gory za kazda rade, link, cokolwiek.....
sonata