kama, dzięki
Redukcja, dzień 13 (za wczoraj), DNT
uff, jeden dzień niebycia i już na drugą stronę się wleciało!
Miska z wczoraj:
Trening:
No i tak. Wczoraj wybrałam się wzięłam na wioślarza. Myślę "źle być nie może"... Naoglądałam się filmików i ruszyłam, pełna zapału i innych dopingów. Rozciągnęłam się, rozgrzałam, siadłam. Klikam przypominając sobie jak to było z tym ustawianiem interwałów. Klikam, klikam, a tam co? Że baterii nie ma. No dobra, idę do trenera. Ten paczy paczy, mówi, że nie ma takich, bo tu są duże a on ma małe. Myślę "bez nerwów". Siądę sobie i poczekam, aż któryś obok się zwolni. Mam czas, nie żebym musiała się uczyć, czy coś... Na szczęście pani obok czytała chyba w myślach mych i po chwili zwolniła miejsce. I się zaczęło. Ogólnie: mandarynki w szatni pochłonęłam na jeden łyk, a
mroczki przed oczami miałam jeszcze przez następną godzinę
(przy okazji nie wiem czy to takie cool). Zdradliwy ten wioślarz. Czułam, że ledwo dycham, ale dopiero jak z niego wstałam to wiedziałam, że ćwiczyłam...
A ćwiczyłam tak (za radą w dzienniku MoCCi wszystko zapisywałam, żeby pobić czas następnym razem):
3 x 150 średni czas: 39 s
4 x 300 średni czas: 1.28
3 x 500 średni czas: 2.40
Będzie co bić następnym razem.
I na koniec: wczoraj w szatni przysłuchiwałam się rozmowom dziewczyn nt. treningów i diet. ATB, TBC, Pumpy, Fat burningi... Same zalety, same pochwały. Dieta 1300, jedna bez węgli, druga bez tłuszczy.. A ja tam siedziałam i słuchałam i poczułam się szczęśliwa. Albo co najmniej jak Ta, Która Wie. A one nie wiedzą. I nie żebym nie chciała się z nikim dzielić. Po prostu moje "chodź, pociśniemy sztangą" nie równa się z "chodź, pociśniemy na stepperze"...
A skoro o stepperze mowa, to wczoraj pierwszy raz widziałam na nim chłopaka o.O, ale bez książki, więc się nie liczy
Tyle z rana, czas na pracę!
Zmieniony przez - cascada w dniu 2012-04-24 09:13:10