Yo, ledwo żyję. Harówka w pracy i nadgodziny zaburzają mój porządek dnia i miskę. Wybijam się z rytmu i muszę kombinować, by osiągnąć wskazaną kaloryczność. W dzisiejszej misce 2 banany (dojadam to, co kupiłam zanim temat bananów wypłynął). Jest również ser pleśniowy, ale nie dostałam zakazu spożywania nabiału, to chyba mogę i po pleśniowe i po żółte sięgać?
Ciężkie psychicznie dni w pracy brużdżą w misce, za to pomagają w treningu (przy założeniu, że znajdę czas
na siłkę). Całą swoją frustrację i złość przelałam na wyciskanie ciężarów, co zaowocowało progresem w większości ćwiczeń. Poskakałabym z radości, gdyby nie fakt, że nawet na uśmiech nie mam siły
Tak na oko, nie widzę po sobie żadnych efektów, a drugi tydzień mija... co najmniej :(
Jedyny plus to świadomość, że odżywiam się lepiej. I że przestałam sięgać po słodycze - w ogóle mnie nie ciągnie.
Pytanie natury technicznej - czy przy przysiadach w rozkroku ze sztangielką tyłek mam wypychać do tyłu czy tak jakby do przodu? Chyba źle wykonuję to ćwiczenie, bo zupełnie dla mnie sensu nie ma.
Zmieniony przez - ardenka w dniu 2012-03-14 21:12:38