Dobrze byłoby mieć firmowe uderzenie. Tomek Adamek takiego nie ma - mówi Paweł Skrzecz. - Walczy z kolosami, ale to nie znaczy, że już nigdy nie skończy walki przed czasem - uważa Krzysztof Kosedowski. Jerzy Kulej alarmuje: - Psują go w tej Ameryce.
Przez 12 rund Tomasz Adamek obijał w sobotę wielkiego, ale bardzo słabego pięściarza. Dwumetrowego, 130-kilowego kolosa z Irlandii Kevina McBride'a nie wzruszyły setki ciosów zadawanych pojedynczo i w kombinacjach. Blisko zakończenia przed czasem Polak był tylko raz - w końcówce 10. rundy. - Uznałem, że McBride jeszcze nie jest gotów, by paść na deski. Nie chciałem ryzykować kończącego ataku - powiedział czwarty na świecie pięściarz wagi ciężkiej według prestiżowej strony boxrec.com.
DAN RAFAEL: WYSTĘP ADAMKA BYŁ BLISKI PERFEKCJI >>
Czy można się nauczyć wartego miliony na bokserskim rynku nokautującego ciosu? I to w niecałe pięć miesięcy, jakie zostały do pojedynku z Witalijem Kliczką w Polsce? Czy w ogóle warto poświęcać na to czas, ryzykując utratę przewagi na przykład w szybkości i ruchliwości?
- Siłę pojedynczego uderzenia można podnieść o 10-15 proc. To cecha w dużej części wrodzona. Trzeba być realistą, zauważyć to w sobie i zaakceptować. Chudy Bogdan Gajda (leworęczny pięściarz amator z lat 70., mistrz Europy w 1977) miał takiego kopa, że gdziekolwiek trafił przeciwnika, to ten się przewracał. Janusz Gortat wystrzelił w kosmos ze 40 Niemców z NRD. Bali się go jak ognia - wspomina brązowy medalista z igrzysk w Moskwie w wadze piórkowej Krzysztof Kosedowski. On sam nigdy nie był demonem siły. - Nie miałem serca do siłowni, unikałem jej, wiedziałem, że mam inne zalety. Szukałem przewagi w szybkości.
- Wszystko da się poprawić, w boksie są tradycyjne metody treningu siły specjalnej znane od dziesiątek lat. Ale nie tylko o to chodzi. Nokautujące uderzenie polega przede wszystkim na celności, a nie chamskiej sile. Jak ja widziałem w narożniku rywala z bułami takimi, że nie mógł się uczesać, byłem szczęśliwy. Chciałby wyrwać mnie z butów, ale te buły mu nie pozwalały. Moi trenerzy Ludwik Buczyński i Tadeusz Walasek, którzy ze mną tarczowali, wiedzieli, że trafiam w punkt, i też byli o mnie spokojni - mówi wicemistrz olimpijski w Moskwie w wadze półciężkiej Paweł Skrzecz, który zasłynął w Polsce w 1977 roku, kiedy podczas młodzieżowych mistrzostw kraju pokonał wszystkich przeciwników przez nokaut w 1. rundzie. - Tomek wybrał wagę ciężką. Z kolosami takimi jak Grant, McBride musi się spotykać. A przede wszystkim z Kliczką, ten ma wszystko, czego brakowało tamtym - mówi Skrzecz, który kilkakrotnie sceptycznie wyrażał się o tej decyzji Adamka. - Dobrze byłoby, by miał swoje firmowe uderzenie, jak np. lewy sierpowy Erika Moralesa w sobotniej walce z Marcosem Maidaną. Ale nie ma.
- Tomek ma teraz do czynienia z zawodnikami jakby z zupełnie innej kategorii wagowej, ale to nie znaczy, że nie może kończyć walk przed czasem - uważa Kosedowski. - Mówi się, że Adamek nie był w stanie obalić na deski w sobotę McBride'a ze względu na brak nokautującego ciosu. Ja jednak myślę, że Tomek by tego patałacha położył, gdyby czysto trafił.
- Nokaut to genetyka. Weźmy na przykład Mariana Kasprzyka. Kiedyś kolega z kadry się spóźniał i trener Feliks Stamm kazał każdemu z nas dać mu klapsa za karę, co zrobiliśmy, ale jak Marian dał klapsa, to kolega popuścił w portki. Takie są fakty - mówi dwukrotny mistrz olimpijski Jerzy Kulej.
Ale mimo że według niego nokaut to genetyka, legenda polskiego boksu amatorskiego uważa, że nauczyłby Adamka - gdyby tylko dać mu te pięć miesięcy jako trenerowi. Jest gotów założyć się o to z każdym. - Psują go w Ameryce. Każą mu pływać w basenie, co zabiera dynamikę. W kategorii juniorciężkiej słał rywali na deski, a teraz nie widzę u niego mocy. Papa Stamm mnie też kazał wzmacniać cios - po kontuzji. Ćwiczyłem, waląc młotkiem w pień drzewa [Adamek również używa tej metody]. Pięść miałem potem jak stal. Były trener Adamka Andrzej Gmitruk ćwiczył go świetnie, miał do tego podstawy, bo na AWF-ie skończył specjalizację z podnoszenia ciężarów - mówi Kulej. - Ale ja widzę, że Tomek jest zauroczony amerykańskim trenerem Rogerem Bloodworthem, który nic nie osiągnął. To źle wróży.
Z opinii polskich fachowców, fantastycznych pięściarzy wyziera niepokój o Adamka przed walką z mocarzem Witalijem Kliczką. Wszyscy podkreślają, że trzymają za niego kciuki. Z dystansu boks Adamka oceniany jest entuzjastycznie. Według amerykańskiego blogera, uznanego fachowca Dana Rafaela z ESPN, w sobotę Tomasz Adamek otarł się o perfekcję. - Oprócz nokautu nie mógł zrobić nic więcej, to była walka bliska doskonałości.
O Bogdanie Gajdzie
Bogdan Gajda (ur. 26 sierpnia 1953 w Sokolnikach Starych) - polski bokser, mistrz Europy, olimpijczyk.
Startował w wagach lekkiej (do 60 kg) i lekkopółśredniej (do 63,5 kg). Największy sukces odniósł podczas Mistrzostw Europy w Halle 1977, gdzie wywalczył tytuł mistrza Europy w kategorii lekkopółśredniej.
Dwa razy brał udział w igrzyskach olimpijskich: w Montrealu 1976 w wadze lekkiej i w Moskwie 1980 w lekkopółśredniej, ale odpadał w pierwszych pojedynkach. Także dwa razy uczestniczył w mistrzostwach świata, w wadze lekkopółśredniej. W Hawanie 1974 przegrał pierwszą walkę, a w Belgradzie 1978 odpadł w ćwierćfinale.
Był dziewięciokrotnym mistrzem Polski: w wadze lekkiej w 1974 i 1976 oraz w wadze lekkopółśredniej w 1977, 1978, 1980, 1981, 1982, 1983 i 1984. Dwa razy zdobywał srebrny medal: w 1975 (waga lekka) i w 1988 (w. lekkopółśrednia), a raz brązowy (w 1987 w w. lekkopółśredniej).
W 1978 wygrał Turniej imienia Feliksa Stamma w w. lekkopóśredniej.
Walczył w barwach Górnika Pszów oraz Legii Warszawa.
Olimpijczyk do wynajęcia
2008-05-03, Aktualizacja: 2008-04-28 16:02
Andrzej Chyliński
Bogdan Gajda miał zdobyć medal na igrzyskach w Montrealu w 1976 r., a cztery lata później sięgnąć po olimpijskie złoto w Moskwie. Stało się inaczej... Dziś na wojskowej emeryturze udziela prywatnych lekcji boksu.
Bogdan Gajda miał zdobyć medal na igrzyskach w Montrealu w 1976 r., a cztery lata później sięgnąć po olimpijskie złoto w Moskwie. Stało się inaczej... Dziś na wojskowej emeryturze udziela prywatnych lekcji boksu.
Bogdan Gajda miał zdobyć medal na igrzyskach w Montrealu w 1976 r., a cztery lata później zdobyć olimpijskie złoto w Moskwie. Stało się inaczej... Dziś na wojskowej emeryturze udziela prywatnych lekcji boksu.
- Raz! Dwa! Trzy! - Gajda wydaje komendy amatorowi boksu, którego trenuje w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich na warszawskich Powązkach. Mężczyzna w wieku około 25 lat z całych sił uderza w rękawicę-tarczę trzymaną przez Gajdę. A ten porusza się tak samo, jak w czasach, gdy był postrachem na ringach całego świata. Nie cofa się, a nawet gdy broni się,
∨ Czytaj dalej
Reklama
od czasu do czasu taki wykonuje ruch głową do przodu, jakby miał się rzucić do ataku. Wtedy rywal sam odruchowo robi krok do tyłu.
- Skąd bijesz? Z jajec?! - krzyczy Gajda do swojego zawodnika. - Ty masz przerwę. Następny!
Gajda ma już 55 lat, 3 kwietnia został dziadkiem. Ale w ringu nie widać po nim ani upływu lat. Ksywa Komar z dawnych lat została z nim do dzisiaj. Tak nazwali go koledzy, bo był chudy jak komar, ale jak ukuł lewą prostą, to bolało. Gajda wprawdzie nie waży tak jak kiedyś 60 kg, a 82 kg, ale przy wzroście 184 cm, sylwetka nie zmieniła się. Sił też wciąż bardzo dużo. Na każdy jego trening przychodzi kilka silnych facetów i każdy z nich ma z Gajdą indywidualny trening między linami. Oni zmieniają się między linami, a on zostaje.
- Jedną rzecz jako trener musiałem jednak zmienić - mówi Gajda. - Całe życie byłem mańkutem, a teraz się przestawiłem pod praworęcznych. Wcale mi to nie przyszło łatwo, bo gdy przestałem być już zawodnikiem i musiałem założyć żołnierski mundur, to nawet honory oddawałem lewą ręką. Przełożeni się złościli, a ja co miałem zrobić, jak przez lata gdy byłem zawodnikiem i żołnierzem w Legii Warszawa, nikt mnie tego nie nauczył.
Bogdan Gajda swoją sportową karierę zakończył, gdy miał 35 lat. Obowiązujące przepisy nie pozwalały dłużej walczyć. Wysyłały zawodnika na emeryturę, nie dając mu złamanego grosza tej emerytury. Gajda choć był mistrzem Europy, 13 razy występował w reprezentacji Polski, wygrywał największe turnieje na świecie, przez osiem lat nie przegrał z żadnym polskim zawodnikiem, a z Legią zdobywał mistrzostwo kraju, nie ma medalu z igrzysk, a więc i olimpijskiej emerytury. I dlatego codziennie jedzie ze Starej Miłosnej na Powązkowską i trzyma tarczę. A że niektórzy jego zawodnicy (m.in. Michał Chmielewski - wicemistrz świata kategorii open w boksie tajskim) naprawdę potrafią silnie uderzyć, gdy wraca do domu, jeszcze wieczorem drży mu ręka i musi uważać, by nie rozlać herbaty.
- Kto wiedział, że za medale Turnieju Przyjaźni zorganizowanego w boksie na Kubie zamiast igrzysk w Los Angeles będą kiedyś dawać olimpijskie emerytury - rozkłada bezradnie ręce. - A Andrzej Gmitruk mówił mi wtedy: „Boguś, jedź". Nie chciałem, bo marzyłem o medalu z igrzysk olimpijskich, a nie o wyprawie na Kubę. Tam bokserzy jeździli wtedy tylko dwa razy w życiu. Pierwszy raz w nagrodę, a drugi za karę. Ja byłem tam dwa razy i trzeci już nie chciałem. Tam wystarczyło pojechać i wygrać tylko jedną walkę, by mieć medal! A nie cztery, jak na prawdziwych igrzyskach. Teraz żałuję, no ale kto wiedział...
Bogdan Gajda pochodzi z Raciąża, ale do boksu i Legii Warszawa nie trafił od razu. Gdy był młodym chłopakiem, w Raciążu nie było sportu. Dlatego 40 km dojeżdżał na treningi piłki ręcznej z drużyną Wisły Płock. W szczypiorniaku leworęczny to skarb, dlatego gdy z kumplami wyjechał na Śląsk, pierwszy medal mistrzostw Polski Szkół Górniczych zdobył w piłce ręcznej.
- Wyjechałem z Raciąża na Śląsk, bo wtedy praca w kopalni chroniła przed pójściem do wojska - mówi Gajda. - Znalazłem się w Pszowie. Tam po szkole były nudy, a w internacie zostawałem sam. Zacząłem więc chodzić na boks do Górnika Pszów. Wygrywałem, to chciało się trenować. W tym klubie byli wtedy Kicka i Bieglaski, a zanim przeszedłem do Legii Warszawa, zdobyliśmy jeszcze dla Górnika mistrza Polski.
Gdy z Gajdą chcę rozmawiać o jego startach na igrzyskach w 1976 r. w Montrealu i w 1980 r. w Moskwie, zacina się.
- Zawsze byłem gotów wyjść do dwóch walk jedna po drugiej, byleby nie rozmawiać z dziennikarzami. A ty mnie jeszcze pytasz o igrzyska! - mówi głosem, w którym jest wyraźny wyrzut. Do mnie za nietakt, do siebie za sportowe niespełnienie. - Dla mnie jakby ich nie było. Formę miałem na turniejach przedolimpijskich w Bangkoku przed Montrealem i w Budapeszcie przed Moskwą. Oba wygrałem! Formę miałem na obozach w Cetniewie już przed samymi igrzyskami, ale ... zawsze do niej za szybko dochodziłem. Nie było z nami wtedy fizjologów, a w kadrze wszyscy trenowaliśmy na jednym planie. I gdy forma naprawdę była potrzebna, ze mnie powietrze już dawno zeszło.
Choć olimpijska zadra tkwi w nim głęboko, klimat igrzysk, który zapamiętał, też ma dla niego wartość.
- W Montrealu każdy olimpijczyk mógł się czuć bohaterem bez względu na to, czy wygrał, czy przegrał - opowiada Gajda. - Tam ludziom wystarczyło, że ktoś jest olimpijczykiem! Gdy wychodziliśmy z wioski i chodziliśmy po ulicach, ciągle proszono nas o autografy i robiono z nami pamiątkowe zdjęcia. A stołówka była czynna 24 godziny na dobę i można było jeść tyle razy, ile się chciało i tak dużo, jak się tylko chciało. Zresztą ja w ciągu 12 dni po swoim występie przytyłem tam jakieś 10 kg! Mówię o tym jedzeniu, bo w Moskwie dostaliśmy bloczki żywieniowa na trzy posiłki dziennie. I takie różnice były w każdej dziedzinie. Wioska olimpijska była gdzieś daleko za miastem i otoczona drutami kolczastymi. Nie widzieliśmy kibiców, tylko pilnujących nas z karabinami żołnierzy. Gdy jednemu, który jechał z nami autobusem, zaproponowałem kupno dżinsów, tylko odpowiedział: „a czy ty myślisz, że ja wiem, gdzie mi jutro wyznaczą służbę".
Służba Bogdana Gajdy w wojsku też już dobiegła końca. Za 20-letnią wysługę dostaje niewiele ponad 1000 złotych emerytury. Za walki w reprezentacji Polski nie ma nic. A ma siły, chce żyć choćby dla wnuka Leona, więc chce uczciwie pracować i zarabiać. Dlatego jest prywatnym trenerem boksu. Lekcji udziela wszystkim chętnym.
- Cena? - uśmiecha się Gajda - do uzgodnienia.
http://radom.naszemiasto.pl/archiwum/1685292,olimpijczyk-do-wynajecia,id,t.html