ajronmenTeraz w sobotę zrobiłem półmaraton, który miał prawie 1300 w górę i drugie tyle w dół - i nogi względnie doszły do siebie dopiero w czwartek dla porównania po dwóch względnie płaskich połówkach dzień po dniu spokojnie mogłem zrobić trening trzeciego dnia. Przewyższenia robią różnicę
Bo to jest trochę podobnie jak w biegach płaskich: im krótszy dystans - z tym większą intensywnością można go pokonywać. Na półmaratonach, dychach górskich można się specjalnie nie zastanawiać i na podbiegach specjalnie nie zwalniać. Nogi cały czas pracują na najwyższych możliwych dla dystansu intensywnościach. No, chyba że naprawdę jest bardzo stromo. I to naprawdę sporo kosztuje.
Na ultra niezależnie od wytrenowania taka taktyka się nie sprawdzi. Nawet czołowi zawodnicy na podejściach 7-9% przechodzą do marszu bo to jest bardziej opłacalne ekonomicznie. Ale to jest wtedy bardzo żywy marsz, mniej eksploatujący, a dający szanse na natychmiastowe przyspieszenie na wypłaszczeniu i dający siłę na zbiegach. Bo trzeba tez zaznaczyć, że górskie zbiegi bywają o wiele bardziej wymagające od podbiegów. Wymagają żelaznych czwórek - w przeciwnym wypadku kolana trzeszczą i nie wytrzymują.
Wiadomo - też wielkie znaczenie ma wcześniejsze wytrenowanie i doświadczenie w biegach górskich. Po swoim pierwszym ultra po schodach schodziłam tyłem :)
1) 12 maj 2017 - górski maraton KTM 43 km - 2 miejsce K
1) 18 czerwiec 2017 BDDW, 66 km - 3 miejsce K
2) 7-8 wrzesień 2017 - NIL, 54 km, Beskid Wyspowy - 2 miejsce K
3) 6 październik 2017 - SOG-U, 164 km - Jura Krakowsko-Częstochowska - 1 miejsce K