Może zacznę od poczatku.
3 lata temu zwichrowałam sobie organizm doprowadzając moja wage do 32 kg przy wzroscie 163....
Po paru miesiacach "wyszlam" z tego, nigdy nie wracajac juz do tak opłakanej wagi.
Obecnie mam 20 lat, zniszczona doszczetnie przemiane materii, zmniejszony żoładek jak 10 letni dzieciak.
Przy wzroscie 163 waze 59.
Probowałam juz x razy "naprawic" ten metabolizm. Odwiedzałam dietetykow, ale nie za duzo to pomogło.
Miałam jesc mało, a czesto zwiekszajac ilosc kcal.
Jednak w moim przypadku po pewnym czasie to nie wychodzilo, bo raz ze mój zołądek mowił STOP
z przejedzenia i lezałam przez reszte dnia płaczac z bolu. A dwa, ze strasznie szybko waga leciala w gore, mimo ze
posiłki skladały sie wiekszosci z białka.
Nie jadam słodyczy, złych tłuszczy, Fast foodow itd.
Jedzenie głownie opieram na : jajka, biale sery, serki wiejskie, warzywa, ryby gotowane, kurczak gotowany,
indyk, wafle ryzowe zamiast chleba,
Do herbaty rano dodaje cukier (1 łyzeczka) bo pozniej czuje sie słabo.
Równiez od 3 miesiecy chodze regularnie na siłownie- cwiczenia typowo aerobowe (tj rower, bieznia, brzuszki,steper)
ok 30-45 min dziennie.
Jednak moj metabolizm jest nadal do d****
Jem naprawde mało, a mimo to waga nie spada.
Boje sie, ze z czasem bede musiala nie jesc nic, aby waga nie szła w gore.
Od razu chciałabym dodac, zeby pozniej nie oskarzano mnie o "anorektyczne zapędy"
Nie chodzi mi o zrzucenie 20 kg...
Chce się pozbyc ok 4 kg i wyrzezbic troche ciało.
Po prostu chcialabym jesc normalnie, wiecej a przy tym nie tyc !