Nie ma metafizycznego pojęcia boga, co nie znaczy, że nie ma bóstwa. Błąd myślenia, że buddyzm nie jest religią polega na tym, że przyjęło się, iż transcendencja jest centrum religii. Moim zdaniem wynika on z tego, że mamy taki kontekst kulturowy - judeochrześcijański - tu ciężko jest inaczej myśleć o religii niż w ten sposób. Bóstwo w buddyzmie jest, choć nie w taki sposób eksponowany, niż w chrześcijaństwie, symbolika, obrzędowość, pisma - obiektywnie na to patrzeć, dużo jest wspólnych cech między obiema religiami. Dalej, ci co twierdzą, że buddyzm nie jest religią wskazują na brak sfery sacrum, jest tylko profanum - dlatego właśnie Wojtyła nazywa "ateistyczną religią", ot ale nie zmienia to faktu, że jest to religia (a tak jak wcześniej pisałem, on się na tym zna, facet całe życie w branży siedział).
No ale chyba daaaleko odeszliśmy od tematu, zaraz wpadnie tu Cavior i nas pogoni
Zasady owszem, filozofia życiowa owszem, ale nie bezmyślne klepanie formułek. Jeśli mistrz (bo już nie instruktor/trener) ma jakoś wychowywać, to tylko osobistym przykładem. Jeśli będę mówił na treningu - "szanuj starszych" a ktoś mnie przyłapie, że w autobusie babci nie ustąpiłem miejsca (choć by dlatego, że mam rozwaloną nogę po treningu i tego nie widać na zewnątrz), to moimi zasadami robię więcej szkody mojemu uczniowi, niż gdybym w ogóle nie mówił żadnych zasad. Dlaczego? Ano dlatego, że trener jest autorytetem (nieraz naszym uczniom wydaje się, że znamy się na wszystkim, szczególnie na medycynie, złamanych sercach, przepowiadaniu pogody itp), więc jeśli autorytet łamie zasady, to świat jest bezsensu, brak moralnego punktu odniesienia (postmoderniści o tym pisali). Panowie instruktorzy ostrożnie z tymi formułkami i przysięgami (ehh te "niezłomne duchy"...).
Zmieniony przez - MarKosTSD w dniu 2008-11-03 00:49:28