Jak się zapewne domyślacie, chcę się pożalić na temat amatorów, pseudo-trenerów, ‘zwykłych’ łebków, co nie nigdy nie mieli za wiele wspólnego ze sztukami walk, nie mówiąc już o papierach trenerskich, a biorą się za prowadzenie przeróżnych klubów, itp. Temat ten w sumie można podpiąć do wielu działów, jednak ja wybrałem właśnie Uderzane.
Pewnego dnia w pewnym 40tysięcznym mieście wybrałem się z kumplem do jednego z klubów Muay Thai. Mała salka (każdy orze jak może), ze 30 osób, z których 2 trenerów, tzn. jeden trener, a drugi coś w rodzaju pomocnika. Wreszcie, gdy trening się zaczął, mogłem skupić całą swoją uwagę na przebiegu treningu. Już po pierwszych minutach owy pomocnik zaczął wymachiwać rękoma, inni go zaczęli naśladować. Nie przypominało to rozgrzewki, a raczej rytuał Wai Kru, ale to też raczej nie o to chodziło. Nie wypadało się śmiać, lecz cały ten spektakl nadawał się na kabaret. Pomyślałem: ok., może to taki wstęp, zobaczymy dalej.
Po 15minutowej rozgrzewce (standardowej, pajacyki, ramiona, skłony, jednak bez żadnego rozciągania) trener zaczął pokazywać techniki bokserskie. Sam trenuję ok.2 lat TKD z kickboxingiem, więc mniej więcej wiem co i jak. Fakt, że on sam poprawnie wszystko wykonywał. Zdziwił mnie jednak fakt, że kompletnie nie zwracał uwagi na swoich podwładnych. Każdy, we własnym tempie, w 80% zupełnie niepoprawnie próbowało naśladować jego ruchy...! Co jakiś czas rozejrzał się po Sali, czy nikt nie uciekł, i kontynuował ten cyrk.
Zero pracy na tarczach, gdyż takowych w ogóle na Sali nie było. Jeden worek, 80cmetrowy. Na Sali siedziałem z 50min, obserwując ten cyrk. Gość bierze za to wszystko po 30zł. Naprawdę starałem się znaleźć choć jedną osobę ‘wtajemniczoną’, chociaż z podstawową techniką ciosów, zejść, uników, jednak nie udało mi się. Szczerze im współczuję.
Sam trenuję w klubie TKD i kickboxingu, gdzie też do końca nie jestem zadowolony z przebiegów, gdyż jak to tkd - są tam układy formalne. Jednak trzyma mnie tam ten kickboxing. Można się nauczyć techniki, są worki, tarcze, no i kotlety do ubijania ;D.
Co prawda, ja nie jestem trenerem, ale wiem, że gdybym był, i gdybym miał własny klub, treningi nie byłyby spotkaniem, na którym ćwiczenia nie różnią się od tych wykonywanych na lekcjach W-Fu. Wielu trenerów, w małych lub większych miastach zakłada pseudo-kluby, gdzie 2 razy w tygodniu pomachają rękoma, poskaczą i za to wszystko zbijany jest hajs. A najlepiej jak jeszcze do całego widowiska dopnie się etykietę Klub Muay-Thai, albo Wschodnie Sztuki Walki. I walą tłumy bezmyślnych głuptasów, co myślą że przez samo wejście na salę są już fighterami. Nie dręczy to Was? Bo mnie już zaczyna.
Rok temu, trener z mojego klubu zaprosił pewnego trenera Krav Maga, i TKD, który prowadzi Fight Club w Dąbrowie Górniczej. Pan Damian Wysocki, poprowadził u nas w sekcji 3 treningi właśnie z Krav Maga. Słuchajcie, to był trening którego ja już nigdy w życiu nie zapomnę. Płakaliśmy, taki nam wycisk zrobił. Potrafił zorganizować taką atmosferę, że każdy angażował się w 90, jak nie w 100%, bo po prostu nie było innego wyjścia! Prawdziwy, mocny trening, po którym każdy padał na twarz. I nie było że ktoś coś źle wykonywał, bo wtedy musiałeś na oczach wszystkich robić wszystko od nowa. Nasz trener sam na koniec stwierdził, że jego treningi są raczej lightowe, i takie pozostaną, co mnie osobiście zasmuciło ;D.
Żal mi tych wszystkich, którzy zdani są na takich pseudo-fighterów, którzy nie mają zielonego pojęcia o prowadzeniu sekcji SW. Serce się kraja, gdy słyszę, że gość chodzi na MT, a na zawodach dostaje takie lanie, że go lekarze wynoszą.
I jeszcze za to wszystko płaci duży hajs. Ja p… Boli mnie to.
A co wy o tym wszystkim sądzicie?
Pozdro
Spartanie nie pytają: "ilu", lecz: "gdzie są"...