czytalam to forum od dluzszego czasu, teraz desperacja mnie zmusila zeby samej tu napisac.
Mam problem dietowo-zeroefektowy. :( Zaczelam dwa tygodnie temu wielka akcje usportowiania sie. Wczesniej ruszalam sie glownie do samochodu i w pracy dookola pietra :/ Kiedys regularnie biegalam, wiec kiedy dwa tygodnie temu zaczelam cwiczyc wiedzialam, czego sie spodziewac, i dosc szybko dociagnelam sie do swojej chwilowo maksymalnej wydolnosci - biegam codziennie pol godziny, pokonuje w tym czasie ok. 5 kilometrow. Potem czasem jeszcze 10 - 15 minut rowerka "pod gorke". Przez pierwsze dni czulam bol miesni, o ktorych istnieniu wczesniej nawet nie widzialam po ok. tygodniu sie unormowalo, juz nie czuje zadnych dolegliwosci. Do tego dodalam scisle trzymana diete. I po dwoch tygodniach moja waga STOI w miejscu!!! Zalamalam sie (
Nie widze zadnej zmiany w sylwetce; jesli juz to na gorsza - czuje sie wielka, ociezala, grubsza niz bylam!!
Diete trzymam restrykcyjnie. Pierwszy tydzien jadlam ok. 1300 kcal (moje wyliczone zapotrzebowanie to z grubsza ok 1600, przed dieta przyjmowalam pewnie ponad 2000 dziennie), teraz zeszlam w okolice tysiaca. Wiem, tysiac to malo, ale to juz naprawde z desperacji, zmuszam sie do jedzenia; gdybym widziala jakiekolwiek efekty tych koszmarnych dwoch tygodni diety, to pewnie bym uznala, ze dziala i ciagnela dalej; a skoro nie widze ZADNYCH efektow to instynktownie wyciagam wniosek, ze za malo obcielam kalorie.
Blad, ktory popelniam, ale ktorego nie dam rady wyeliminowac: jem trzy posilki, nie piec malych. Nie dam rady jesc malych 5x dziennie.
Sniadanie: muesli albo platki z mlekiem, ok. 300 kcal, 6 rano. Lunch ok 12 - 13, duzo mieska (najczesciej kura) z salata, pomidorami, ogorkiem, roznymi roznosciami, czasem troche malych chrupkich grzanek albo lyzka makaronu, szacuje ok. 600 - 700 kcal. Podwieczorek - obiad ok. 16 - 17, miseczka owocow (ok 400g, melony, ananas, truskawki), ok. 200 - 300 kcal. W tym menu, poza iloscia na kazdy posilek, niewiele moge zmienic.
Po poludniu zamiast owocow moge miec jogurt, ale zdecydowanie wole miche owocow - kalorii mniej wiecej tyle samo, a smacznniejsze i bardziej zapychajace.
Powiedzcie, prosze, dlaczego ta cholerna waga stoi w miejscu!!! co robie zle??
Naiwnie sobie mysle, ze tluszczu troche mi spadlo, ale miesnie urosly - stad waga stoi w miejscu... ale przez dwa tygodnie takiej diety powinnam miec co najmniej kilogram sadla do tylu - przecie nie uroslo mi kilogram miesni!!! tym bardziej ze nie biore nic na przyrost miesni i nie trenuje silowo.
Mam ochote sie zalamac. Na poczatku cwiczenia nawet mi sprawialy frajde - nie dlatego ze lubie byc zmeczona, tylko dlatego ze te bolace miesnie mowily mi ze wlasnie pozbywam sie sadla. Teraz codziennie wloke sie na cwiczenia jak na sciecie, mam coraz mniesjzy zapal do tego i coraz bardziej nienawidze calej tej akcji!!! i nie widze sensu!!
Nie jestem przed okresem.
Przperaszam WAs za taki zalosny post, ale naprawde wpadlam w lokalne minimum nastroju i mam ochote rzucic to wszystko w diably i do konca zycia pozostac gruba, niewysportowana krowa. Do kocna krotkiego zycia, bo takie osobniki dlugo nie zyja.
Zanim zaczelam ta diete naczytalam sie duzo, m.in. na tym forum. Myslalam, ze pierwsze kilogramy zleca mi w miare szybko (planowalam ok. 0.5 - 1 kg na tydzien). Liczylam sie z tym ze waga moze stanac w miejscu, ale to dopiero pod koniec, keidy bede juz blisko wagi docelowej!!
Nie mam metabolizmu rozregulowanego niekonczacymi sie dietami Odchudzalam sie tylko raz w zyciu, kilka lat temu, stracilam wtedy ok 10 kg w tempie c.a. 1kg tygodniowo, zaczelam odzyskiwac stracone kg. dopiero dlugo po zakonczeniu diety, kiedy bylam unieruchomiona ze zlamana noga.
Teraz wiem, ze to co orbie to plan dlugoterminowy - po zakonczeniu diety zamierzam dalej cwiczyc (mam cel - chcialabym za rok byc w stanie przebiec maraton. Nie smiejcie sie prosze.)
Do zrzucenia mam ok. 10 kg, jestem zdrowa, mam 23 lata.
Bardzo bede wdzieczna za jakies wskazowki, pocieszenie, wyjasnienie czemu to co robie nie dziala.
Inaczej zostaje tylko sie pochlastac tepa zyletka ((
bardzo pesymistycznie, ale pozdrawiam wszyetkich.
tola.