PS. Knife, niedokładne czytanie się kłania . Napisałem, że geneza obecnego stanu rzeczy to bieżący tydzień w pracy. Miałem tyle rzeczy na głowie, że „gotowałem się” non-stop przez parę dni. Do tego brakowało czasu na wysypianie się. Skutkiem tego był spadek apetytu, przemęczenie i wyczerpanie psychiczne. Do tego dorzuciłem standardowe treningi i cóż... determinacja nie zawsze jest najmądrzejszym wyjściem. Mam nadzieję, ze witaminy i dobra dawka snu postawią mnie na nogi. Właśnie przytargałem stos zakupów z supermarkety i zamierzam zacząć weekend. Taki tempo życia czasem mnie dobija i serio myślę, ze fajnie byłoby zaszyć się gdzieś w Alpach w domku, odciąć się od świata z kupą zaległych książek do przeczytania i pracować przez Internet. Może kiedyś...
PS. Ten gość, o którym pisałeś był zapewne w czarnej koszulce bez ramion. Taki wysoki i z „lekkobrzuszkowym” balastem do zlikwidowania?
MÓJ DZIENNIK TRENINGOWY -> http://www.body-factory.pl/showthread.php?t=97