No dobra, ale przecież i tak na egzaminach nikt sie nie pyta was co to kakewakeuke, czy zrób "morote gedan barai". Po prostu mówią fudo dachi i ty od razu to robisz, albo w sakugi-kata.
Gdy byłem na obozie, to zdawałem egzamin "po japońsku", ze względu na sensei, który nas odwiedziłi zobowiązał się prowadzić egzaminy( karateka wie, o kim mowa). Otóż na początku była siłówka. I nie była prowadzona tak jak na moim poprzednim egzaminie jako rozgrewka. Po prostu wszyscy pompowali razem, a niskie paski wcześniej kończyły. Potem były techniki ręczne. Sensei pytał się o nazwy i kto nie wiedział musiał pompować. Nazwy trzeba było tłumaczyć słowo w słowo. Technik było mało, ale liczba powtórzeń duża. Te same techniki robiły wszystkie paski. Potem były techniki nożne. Podczas nich. Odchodziły już osoby zdające na niskie paski. Zaraz po tym było idogeyko(czy jakos tak
), czyli poruszanie się w pozycji. Zdziwił nas fakt, że musielismy wykonywać techniki wyższe, od tych w egzaminatorze. Tu różne paski robiły różne kombinacje. Po tym nadszedł czas na kata. I w tym przypadku zostały już tylko osoby zdające na 8 kyu i wyżej. Te mieliśmy jak w egzaminatorze. Po kata nastał czas na kumite. I tu walczyły różne paski ze sobą. Na przykład ja, pomarańczowy z zielonym
i.t.p. Zmiana była chyba co dwie minuty. Egzamin był rzeczywiście długi i trudny. Trwał około 5 godzin.Była jedna 5 minutowa przerwa. Odbyawaliśmy go w sali gimnastycznej podczas upału i z cienką wentylacją
Przez co co chwile było widać, jak sempaje latają ze ścierkami i ścieraja pot z podłogi, by zdający się nie ślizgali
.
Zaznaczam na miejscu, że to był mój drugi egzamin i nie mam w tym zakresie jeszcze większego doświadczenia. Chciałem powiedzieć tylko jak egzaminy mniej więcej wyglądają w Japonii, bo pod taki ten był robiony.
Pozdrawiam i.j.t.z.m.k.* OSU!
* jak już to zwykł mówić karateka
"Należy być silnym jak lew, a zarazem szlachetnym jak kwiat. Poprzez trening można dotrzeć do bram niebios."