Napisałem w temacie zwrot "dla zaawansowanych", żeby oszczędzić czas sobie i innym i nie marnować go na banały typu: "jesz mniej kalorii niż zapotrzebowanie - nie ma cudów - musisz chudnąć".
To już mam za sobą od - wielu lat. I jedynym moim (prostym) wyjaśnieniem, jest to, że może KŁAMIĄ na tych opakowaniach gdy opisują kaloryczność itd. (zaniżają) i stąd ciągle wychodzi, że jem O WIELE PONIŻEJ zapotrzebowania kalorycznego - i jakoś wcale nie ma dramatycznego chudnięcia.
Pomińmy to i miejmy to z głowy.
To będzie druga wersja - pierwsza zajęła mi kilka stron przewijania :D To teraz spróbuję w skrócie
1. Przez większość młodego życia - ćwiczyłem na siłowni "na kształt/na podtrzymanie".
2. Raz w życiu ćwiczyłem "na masę". Skutecznie. Na tyle, że w pracy mówili, że chyba jakieś sterydy były, bo tak szybko. Ale to było tak intensywnie - że skończyło się trwałą "kontuzją". Co oznaczało koniec ćwiczeń. A to skutkowało - że się roztyłem.
3. W końcu po latach wróciłem na siłownię (żeby schudnąć) i zacząłem ćwiczyć - lekko - ale intensywnie w sensie tętna. Udało się. Schudłem i osiągnąłem najoptymalniejsze swoje ciało (ruchowo, zdrowotnie, itd.) Ale to było tak intensywnie i tak długo, że do pierwszej kontuzji - nabawiłem się następnej. I znowu przestałem ćwiczyć. No i się roztyłem.
Wszystko to gdy jeszcze byłem młody (do 30 roku życia).
4. 3 lata temu złamałem sobie rękę w łokciu, tak że teraz się nie prostuje i nie zgina w pełnym zakresie. Czyli nawet odpadły już: pełne zginanie/prostowanie ręki przy bicepsie, tricepsie; pełne pompki, pełne podciąganie na drążku - które mogłem sobie ćwiczyć w domu.
5. Dzisiaj mam ponad 45 lat i żeby ratować zdrowie, znowu postanowiłem się odchudzić, ale już nie mogę użyć do tego ćwiczeń - więc zostaje tylko dieta.
I już nie chcę wyglądać 'super', wystarczy żebym nie wyglądał 'karykaturalnie'. A jednym z objawów karykaturalnej sylwetki jest gdy jesteś wszędzie chudy - ALE KURNA W TYM OBSZARZE MIĘDZY KTSEM A PĘPKIEM masz tego pitolonego embriona/aliena... uj wie co to jest!
Znalazłem takie przykładowe zdjęcie (załączniku).
Co z tego, że schudł, że wygląda - prawie - idealnie. Jak i tak to jedno miejsce ściąga całą uwagę i przyciąga skupienie tylko na sobie - to sterczące coś w okolicach pępka!
Ja wiem, że się mówi o jakiś "upartych obszarach" gdzie spala się najtrudniej albo spala się dopiero na końcu.
Ale ja już kiedyś schudłem - i wtedy schudłem NORMALNIE. Brzuch był PŁASKI. A teraz jest jakimś... "kalectwem". Najpierw żebra, potem mocne wgłębienie, a potem ten odstający embrion :/
Chodzi o to, że ja już zaczynam wątpić czy to tłuszcz, albo może to jakiś tłuszcz... "zardzewiały", zgnity, obumarły. To czasami bardziej przypomina - obwisłą skórę.
Bo patrzę na swojego ojca, on ma BĘBEN. Wszędzie jest chudy, a na środku wielki, okrągły, NAPIĘTY, NACIĄGNIĘTY bęben. Ja mogę swój tłuszcz/skórę złapać i ścisnąć w garści... U NIEGO NAWET SZCZYPTĄ PALCÓW nie można złapać skóry na tym bębnie.
Gdy na początku zacząłem chudnąć - to na wadze się zmniejszało ale ten wkrwiający embrion ciągle był! A tu znajomi zaczęli mi mówić, że nogi mi schudły! Zacząłem myśleć o kortyzolu, insulinooporności...Ale sprawdziłem też dokładnie ile jem kalorii i okazało się, że jem (wg kalkulatorów itd.) o 700 kcal mniej niż wystarczająca. Na dodatek jem średnio 40 g białka. NO TO ZROZUMIAŁEM DLACZEGO chudły mi nogi - ale dlaczego nie zmniejszał się ten pieprzony EMBRION! To on zabierał kalorie nogom? Organizm zamiast rozłożyć te kalorie równomiernie - to najbardziej dba o żywienie tego embrionu???????? Nawet kosztem mięśni????
No to zacząłem zwracać uwagę na białko, a deficyt kaloryczny zmniejszyłem do -300 kcal.
I nic, nic, nic, nic miesiące mijają...aż w końcu nagle mierzę się wczoraj....A TU w pasie w ciągu miesiąca nagle ubyło z 4 cm!?
Ubyło ale..........EMBRION DALEJ JEST KRWA MAĆ?!
To już wykrzywia logikę!!! Jakim cudem schudłem w pasie (tzn. dokładnie to mierzę tam gdzie jest embrion) - a ilość tego tłuszczu/skóry - JEST TA SAMA (biorę do ręki i mniej więcej w garści jest ta sama grubość)? TO CO SCHUDŁO W TYM MIEJSCU??? ORGANY MI W ŚRODKU SCHUDŁY(ale jakie organy - w tym miejscu to chyba tylko "kiszki" są)? A może mięśnie brzucha mi zżarło????
CZY JEST TU JAKIŚ SPEC, który potrafi wyjaśnić tę nielogiczną aberrację?
A najbardziej frustrujące jest to - że osiągnąłem taką wagę i taki obwód w pasie - jaki osiągnąłem kiedyś gdy stwierdziłem, że to moja idealna/zdrowa sylwetka - tyle że dzisiaj przy tych samych parametrach - wyglądam karykaturalnie z jakimś embrionem, obwisłą skórą czy nie wiem jak to nazwać :/
Już w desperacji rzucam takie hasła, że może to właśnie jakiś... 'zdegenerowany tłuszcz', może tak długo tam leżał, że "skisł" i organizm go nie spala bo to już dla niego nie jest paliwo energetyczne - tylko jakaś "skiśnięta śmietana"! I to już zostanie tam na zawsze. I będzie tam tak 'gniło', bo nikt tego nie chce i nie ma dla tego czegoś zastosowania?
Już nawet majtki są luźne bo to miejsce pod "embrionem" chudnie. Ale nie to jedno pdolone miejsce, które wygląda jak jakieś obumarłe, jak już organizm przestał się tym zajmować i to uwzględniać w swoim zarządzaniu energetycznym.
Co jeszcze można zrobić, żeby się tego pozbyć gdy deficyt kaloryczny i dostarczanie białka nie wystarczy (a intensywne ćwiczenia nie są możliwe)???

To już mam za sobą od - wielu lat. I jedynym moim (prostym) wyjaśnieniem, jest to, że może KŁAMIĄ na tych opakowaniach gdy opisują kaloryczność itd. (zaniżają) i stąd ciągle wychodzi, że jem O WIELE PONIŻEJ zapotrzebowania kalorycznego - i jakoś wcale nie ma dramatycznego chudnięcia.
Pomińmy to i miejmy to z głowy.
To będzie druga wersja - pierwsza zajęła mi kilka stron przewijania :D To teraz spróbuję w skrócie
1. Przez większość młodego życia - ćwiczyłem na siłowni "na kształt/na podtrzymanie".
2. Raz w życiu ćwiczyłem "na masę". Skutecznie. Na tyle, że w pracy mówili, że chyba jakieś sterydy były, bo tak szybko. Ale to było tak intensywnie - że skończyło się trwałą "kontuzją". Co oznaczało koniec ćwiczeń. A to skutkowało - że się roztyłem.
3. W końcu po latach wróciłem na siłownię (żeby schudnąć) i zacząłem ćwiczyć - lekko - ale intensywnie w sensie tętna. Udało się. Schudłem i osiągnąłem najoptymalniejsze swoje ciało (ruchowo, zdrowotnie, itd.) Ale to było tak intensywnie i tak długo, że do pierwszej kontuzji - nabawiłem się następnej. I znowu przestałem ćwiczyć. No i się roztyłem.
Wszystko to gdy jeszcze byłem młody (do 30 roku życia).
4. 3 lata temu złamałem sobie rękę w łokciu, tak że teraz się nie prostuje i nie zgina w pełnym zakresie. Czyli nawet odpadły już: pełne zginanie/prostowanie ręki przy bicepsie, tricepsie; pełne pompki, pełne podciąganie na drążku - które mogłem sobie ćwiczyć w domu.
5. Dzisiaj mam ponad 45 lat i żeby ratować zdrowie, znowu postanowiłem się odchudzić, ale już nie mogę użyć do tego ćwiczeń - więc zostaje tylko dieta.
I już nie chcę wyglądać 'super', wystarczy żebym nie wyglądał 'karykaturalnie'. A jednym z objawów karykaturalnej sylwetki jest gdy jesteś wszędzie chudy - ALE KURNA W TYM OBSZARZE MIĘDZY KTSEM A PĘPKIEM masz tego pitolonego embriona/aliena... uj wie co to jest!
Znalazłem takie przykładowe zdjęcie (załączniku).
Co z tego, że schudł, że wygląda - prawie - idealnie. Jak i tak to jedno miejsce ściąga całą uwagę i przyciąga skupienie tylko na sobie - to sterczące coś w okolicach pępka!
Ja wiem, że się mówi o jakiś "upartych obszarach" gdzie spala się najtrudniej albo spala się dopiero na końcu.
Ale ja już kiedyś schudłem - i wtedy schudłem NORMALNIE. Brzuch był PŁASKI. A teraz jest jakimś... "kalectwem". Najpierw żebra, potem mocne wgłębienie, a potem ten odstający embrion :/
Chodzi o to, że ja już zaczynam wątpić czy to tłuszcz, albo może to jakiś tłuszcz... "zardzewiały", zgnity, obumarły. To czasami bardziej przypomina - obwisłą skórę.
Bo patrzę na swojego ojca, on ma BĘBEN. Wszędzie jest chudy, a na środku wielki, okrągły, NAPIĘTY, NACIĄGNIĘTY bęben. Ja mogę swój tłuszcz/skórę złapać i ścisnąć w garści... U NIEGO NAWET SZCZYPTĄ PALCÓW nie można złapać skóry na tym bębnie.
Gdy na początku zacząłem chudnąć - to na wadze się zmniejszało ale ten wkrwiający embrion ciągle był! A tu znajomi zaczęli mi mówić, że nogi mi schudły! Zacząłem myśleć o kortyzolu, insulinooporności...Ale sprawdziłem też dokładnie ile jem kalorii i okazało się, że jem (wg kalkulatorów itd.) o 700 kcal mniej niż wystarczająca. Na dodatek jem średnio 40 g białka. NO TO ZROZUMIAŁEM DLACZEGO chudły mi nogi - ale dlaczego nie zmniejszał się ten pieprzony EMBRION! To on zabierał kalorie nogom? Organizm zamiast rozłożyć te kalorie równomiernie - to najbardziej dba o żywienie tego embrionu???????? Nawet kosztem mięśni????
No to zacząłem zwracać uwagę na białko, a deficyt kaloryczny zmniejszyłem do -300 kcal.
I nic, nic, nic, nic miesiące mijają...aż w końcu nagle mierzę się wczoraj....A TU w pasie w ciągu miesiąca nagle ubyło z 4 cm!?
Ubyło ale..........EMBRION DALEJ JEST KRWA MAĆ?!
To już wykrzywia logikę!!! Jakim cudem schudłem w pasie (tzn. dokładnie to mierzę tam gdzie jest embrion) - a ilość tego tłuszczu/skóry - JEST TA SAMA (biorę do ręki i mniej więcej w garści jest ta sama grubość)? TO CO SCHUDŁO W TYM MIEJSCU??? ORGANY MI W ŚRODKU SCHUDŁY(ale jakie organy - w tym miejscu to chyba tylko "kiszki" są)? A może mięśnie brzucha mi zżarło????
CZY JEST TU JAKIŚ SPEC, który potrafi wyjaśnić tę nielogiczną aberrację?
A najbardziej frustrujące jest to - że osiągnąłem taką wagę i taki obwód w pasie - jaki osiągnąłem kiedyś gdy stwierdziłem, że to moja idealna/zdrowa sylwetka - tyle że dzisiaj przy tych samych parametrach - wyglądam karykaturalnie z jakimś embrionem, obwisłą skórą czy nie wiem jak to nazwać :/
Już w desperacji rzucam takie hasła, że może to właśnie jakiś... 'zdegenerowany tłuszcz', może tak długo tam leżał, że "skisł" i organizm go nie spala bo to już dla niego nie jest paliwo energetyczne - tylko jakaś "skiśnięta śmietana"! I to już zostanie tam na zawsze. I będzie tam tak 'gniło', bo nikt tego nie chce i nie ma dla tego czegoś zastosowania?
Już nawet majtki są luźne bo to miejsce pod "embrionem" chudnie. Ale nie to jedno pdolone miejsce, które wygląda jak jakieś obumarłe, jak już organizm przestał się tym zajmować i to uwzględniać w swoim zarządzaniu energetycznym.
Co jeszcze można zrobić, żeby się tego pozbyć gdy deficyt kaloryczny i dostarczanie białka nie wystarczy (a intensywne ćwiczenia nie są możliwe)???

"Po tym mistycznym wydarzeniu zacząłem wierzyć w życie okołoziemskie."