Mam aktualnie prosty i jednocześnie trudny dylemat. Redukować czy masować?
Postaram się dokładnie nakreślić moją sytuację.
Na siłownie zaczęłam chodzić w październiku 2022, czyli od ok 8 miesięcy trenuje, na początku 3, teraz 4 treningi w tygodniu. Wcześniej byłam takim typowym "skinny fat", zero mięśni (nienawidziłam wysiłku fizycznego), zero ruchu, ogólnie szczupła, ale ze sporą otyłością brzuszną - takie geny, u mnie idzie w brzuch. W końcu wzięłam się za siebie, zaczęłam chodzić na siłownie i lepiej jeść. W styczniu postanowiłam wejść na redukcje i zaczęłam liczyć kalorie. Trochę nienaumyślnie (pierwsze 3 miesiące nie liczyłam kalorii i nie zaliczałam tego czasu jako redukcja) i przez własną głupotę, redukcja się za mocno przeciągnęła i odczułam to poprzez gorszy stan paznokci, włosów i brak okresu (przeciągnął mi się o dodatkowy miesiąc). Oczywiście jak zdałam sobie z tego sprawę to zwiększyłam liczbę kalorii, miałam też w międzyczasie jakie "grubsze" weekendy, generalnie mój deficyt nie był jakiś drastycznie duży, mocno się edukowałam w tym temacie.
W pewnym momencie stwierdziłam, że moja waga jest zbyt mała, żebym mogła dalej redukować (ważę mniej więcej 47,5kg +/- 0,5kg w zależności od cyklu, przy 163 cm wzrostu, co daje niedowagę). Ładnie już schudłam z całego ciała, brzuch też trochę spadł, ale nadal mi go dużo zostało i odczułam pewien zastój. Mięśnie oczywiście rosły, zalety bycia początkującym, więc rekompozycja jak najbardziej działała. Stwierdziłam, że chyba czas wejść na masę, żeby zbudować sobie mięśnie, doprowadzić ciało do normalnej wagi i dopiero zejść z pozostałego tłuszczu.
Na majówce zrobiłam sobie odpoczynek od liczenia kalorii, na pewno jadłam za dużo ale w końcu to majówka. Po powrocie przez 2 tygodniu utrzymywałam wyliczone ze wzorów 0 kaloryczne, żeby móc je jako tako nakreślić i na nim bazować. W tym tygodniu podniosłam kalorie i miałam w planach masować (akurat na wakacje, super pomysł). Natomiast doszłam wczoraj do wniosku, że w ciągu ostatniego miesiąca mój brzuch zaczął dużo lepiej wyglądać, nagle zauważyłam ładny spadek tłuszczyku, czego na codzień nie było widać, gdzie przecież była majówka czyli nadwyżka, a potem 0 kaloryczne. Być może moje 0 kaloryczne jest jednak większe niż to założyłam.
Analiza składu działa pokazuje mi ok 20-21% tłuszczu (zapewne taki margines błędu bo to się zmienia co chwilę) i ok 20.0-20.4kg mięśni. Teraz zaczęłam się zastanawiać czy jednak nie wejść znowu na redukcje, żeby spróbować doprowadzić ten tłuszcz to ok 18% i dopiero zacząć masować już po wakacjach. Boje się tylko, że odbije się to na moim zdrowiu skoro już mam niedowagę, a naprawdę staram się podchodzić do diety i treningów w rozsądny i zdrowy sposób. Z drugiej strony nie ukrywam, że nagły progres i to, że moja sylwetka, choć jeszcze nieidealna, nigdy nie wyglądała tak dobrze, bardzo mnie zniechęca do masowania, zwłaszcza że zaczynają się wakacje i odsłanianie ciałka.
Dietę i trening mam ogarnięte, więc nie będę tutaj nic pisać.
I tutaj pojawia się pytanie do Was. Co radzicie, spróbować jeszcze zredukować na wakacje i wejść na masę dopiero koło września? Czy jednak nie ma co czekać i lepiej zacząć masować, podnieść wagę i dopiero później całkiem ogarnąć tłuszczyk?
Potrzebuje po prostu czyjejś obiektywnej opinii, bo wiem że sama sobie takiej nie wyrobię, za dużo w tym moich emocji :P