Od jakiegos czasu jestem na redukcji. Dieta ustalona przy pomocy tego forum, cwiczenia silowe, cardio, plus nie do konca polecane ostatnio biegi (biegam bo lubie, po pracy umyslowej dobrze "resetuja" mi umysl). Ogolnie jest dobrze, waga spada, a co wazne spada glownie przez redukcje BF (wg pomiarow z wagi) wiec udaje sie zachowywac miesnie.
Co jakis czas warto zrobic sobie "cheat day" lub maly reset, w zeszly weekend znajomy mial urodziny wiec byla okazja do odrobiny rozluznienia. Te dwa dni nie liczylem kalorii, ale tez nie opychalem sie bez umiaru choc oczywiscie zjadlem wiecej niz w dni z trzymana dieta. Problemem mogla byc jakosc zywnosci, byl tort, ciasta (domowy wypiek), kielbasa z grilla, karkowka itd. Nie bylo alkoholu, wiem wiem, co to za urodziny bez ? ;)
W piatek rano waga pokazala mi 72.8 kg. W poniedzialek rano... 74.3, i niestety poszlo to w tluszcz bo BF wzroslo. Czyli przez dwa dni weekendu przybylo mi.. poltora kilo wagi. Jest to wogole mozliwe ? Czy po prostu mam takie szczescie ze mase lapie blyskawicznie przy kazdej nadwyzce ? przyznaje ze troche mna to wstrzasnelo... trzyma czlowiek diete, dyscypline, cwiczy silna wole, wylewa litry potu na cwiczeniach dla malych ale stalych spadkow wagi, a wystarczy dwa dni zeby zniweczyc efekt pracy dwoch tygodni. No ja piernicze...
Dzisiaj jest czwartek, a ja ciagle redukuje ta weekendowa nadwyzke, dzisiaj rano waga 73.7.