Ależ nie mogę się doczekać! Mówią niektórzy, że to wcale nie są biegi. I słusznie – to są nieprawdopodobne przeprawy przez życie - 42 lata w kilkanaście - kilkadziesiąt godzin. Niewygodne, słone, pachnące lodowcami, cuchnące potem, trudne w przygotowaniach, logistyce i w realizacji. Trochę też kosztowne, uzależniające. Po drodze pełne przyjaciół, których wcześniej nigdy nie widziałeś.
Za 11 dni wyczekiwany od przeszło 2 lat start. Późną jesień i zimę przespałam; z marazmu i pochorobowego dołka ostrożnie wyciągnął mnie kolega – trener lekkiej i instruktor kulturystyki „dwa w jednym”. Marzec, kwiecień, maj, czerwiec to czas naprawdę solidnych treningów – stopniowo coraz trudniejszych i obszerniejszych, odpowiednio na miarę moich bieżących planów i możliwości, bez kontuzji i przeciążeń. Tzn. mam nadzieję, że na miarę, bo Andora to jednak nie Bieszczady. No, ale w Tatrach też przecież dałam radę bez problemów machnąć 53 km i 4000 m+. Musi być dobrze, musi być dobrze, musi być dobrze…
Poniedziałek: sauna
Wtorek: BW 6,7 km + 20 x podbieg, krótkie, ale bardzo strome + siłownia
trening obwodowy + seria przebieżek – wszystko jedno zaraz za drugim.
Środa: wolne
Czwartek: rozbieganie 10 km, 2 x 6 x 30 s w terenie, p. 45 s, p seryjna 4 min + 2 km trucht
Piątek: rozbieganie 8 km + siłownia trening obwodowy + seria przebieżek (jedno za drugim)
Sobota: kros II zakres 12 km + 1,3 km trucht
Niedziela: długie – 30 km (~450 m+) + seria przebieżek
tempa: wolne bardzo wolno, szybkie trochę czasami za szybko.
Razem ok. 77 km + dwie sesje na siłowni. Wreszcie potrafię prawidłowo zrobić pompki, bez kaleczenia na razie tylko 11, ale będzie lepiej! Z siłowni już chyba nigdy nie zrezygnuję, to fantastyczne uzupełnienie treningowe a w bonusie lepsza, mocniejsza sylwetka.
Zmieniony przez - rbn_run w dniu 2016-07-04 13:38:40