dziennika nie prowadzę, bo czasu brak, ale nie znaczy to, że przestałam ćwiczyć i dbać o miskę:) Czwarty miesiąc mija, efekty widać gołym okiem... (serio - mięśnie mi nieźle urosły :) ) ale żeby nie było zbyt pięknie pojawiły się problemy.
Wieczorem jestem na maksa głodna! Wracam z pracy i na ogół od razu przygotowuję kolację i posiłki do zabrania na kolejny dzień. Zjadam kolację i nie czuję się najedzona, więc podjadam z tego na jutro. Potem po pół godzinie znów mnie skręca i znów jem, tym samym niwecząc cały wysiłek dnia. Na szczęście nie mam niezdrowych zachcianek - nadal jem czysto, ale wpieprzam po prostu ogromne ilości.
Ostatnio miewam też silne zachcianki na produkty takie, jak: migdały, suszone morele, banany, wszelkie orzechy, kasza jaglana.
To, że jem za mało kcal w ciągu dnia wywnioskowałam już sama i staram się to naprawić. Ale podejrzewam, że problem tkwi w proporcjach. Zastanawia mnie, czy nie jem za mało tłuszczu i węglowodanów, a za dużo białka? Mój zwykle płaski brzuch od miesiąca jest nieustannie wzdęty... (to kolejny problem) - ogólnie czuję się rozstrojona, odkąd bardziej dbam o miskę. Często mam bóle brzucha. (więc pewnie robię to niewłaściwie).
3 razy w tygodniu ćwiczę na siłowni. Trening siłowy zajmuje mi ok. 1,5 h, po tym na 20-30 min idę na bieżnię ustawioną pod kątem (spalam tam, jeśli wierzyć maszynie ok. 250-300 kcal). 1-2 razy w tygodniu wspinam się 2h. Powiedziałabym, że jest to wysiłek typu interwały. Pracę mam siedzącą, ale dużo chodzę (często zamiast tramwaju, i nawet nie takie krótkie dystanse). Mam 174 cm i ważę coś ok 62-63 kg. Nie chcę ani chudnąć ani tyć.
Pozdrawiam i dziękuję z góry za odpowiedzi!
Ps. Wklejam przykładowy jadłospis. Warto zwrócić uwagę na ostatni posiłek. Podobny, jak planowany ale dwa razy większy.