Powiem, ze swojego doświadczenie, że bardzo długo zajęło mi wyleczenie się z wiary w "cyferki" szczególnie te na wadze.
Diety stosowałam przeróżne, podobnie do Ciebie, dochodziły do tego zaburzenia odżywiania...kompulsy itd. Mniejsza o szczegóły. Moje życie opierało się w dużej mierze na ujemnym bilansie, mój organizm wariował, do tego stopnia, że nie jadłam nic prawie, a tyłam...bo wystarczyło 1000kcal, by organizm przed strachem, że będzie jeszcze gorzej odkładał nawet z sałaty...Pochorowała się tarczyca, byłam wiecznie zła...i cyferki raz spadały, raz wchodziły na górny półap (ten nie do zaakceptowania przeze mnie czyli 70...)
Obecnie mam 73, czasem nawet 75. 170 wzrostu, ale zrozumiałam, że to nie cyfra wyznacza jakie mam ciało. Gdy ważyłam 60, nie powiem, wyglądałoby pewnie o wiele lepiej...ale przy tej 70 nie odbiega aż tak bardzo :) Kwestia poprzestawiania sobie w głowie panda :) Że waga, to tylko zbędne cyfry. Zacznij dożywiać organizm, spaw dzięki temu by metabolizm znów Cię polubił i zaczął z Tobą współpracować. Na Twojej obecnej kaloryczności nadal macie topór wojenny i tylko Ty zdecydujesz kiedy wojna się skończy :)
Powoli stopniowo kalorie wzwyż,
trening siłowy porządny. Dojedz do zerowego bilansu i daj na chwilę spokoj z redukcją.
I daj sobie trochę czasu. Odpocznijcie : Ty, Twój umysł i ciało :)
Zmieniony przez - blue_hope w dniu 2016-01-20 16:31:46