Będzie to nieco odświeżona wersja mojego artykułu sprzed trzech lat wzbogacona o kilka aktualnych przemyśleń, więc niektórym tekst będzie zapewne wydawał się znajomy. :)
Mój poprzedni artykuł kierowałem głównie do osób, które już trenują, trzymają określony jadłospis i na ich drodze pojawia się "przeszkoda" jaką okazują się święta.
Ten wpis chciałbym skierować również do tych, którzy chcą zostać fit dopiero po nowym roku.
Wiele osób wychodzi z założenia, że grudzień jest kiepskim okresem do rozpoczęcia odchudzania.
Mamy przecież Boże Narodzenie, potem Sylwester, no więc po co?
Czy jest to dobre założenie?
Moim zdaniem nie.
Przede wszystkim gdy zaczniemy dbać o siebie wcześniej, to nic nie stracimy, straty pojawią się gdy tego nie zrobimy.
Pewnie niejeden z Was mając w planach zmiany na lepsze, przed rozpoczęciem takowych wychodził z założenia, że najpierw trzeba się wyszumieć.
W wielu przypadkach grudzień okazuje się takim jednym, wielkim szaleństwem przez cały miesiąc, bo przecież od stycznia "biorę się za siebie", stąd niekorzystne zmiany w sylwetce nie są wyłącznie efektem świąt czy Sylwestra, a kumulują się przez całe 31 dni.
Co zyskamy zaczynając wcześniej?
Wiem, do końca miesiąca zostało 21 dni, do Wigilii 2 tygodnie – nie jest to czas, w którym możemy osiągnąć spektakularne efekty.
Natomiast te 14 dni do świąt jest to okres, kiedy możemy już "wkręcić się w dietę".
Zapewne wielu z Was potwierdzi, że gdy trzymacie michę, trenujecie, to jakoś tak szkoda by się to "zmarnowało".
To jedynie 2 tygodnie, a taki czas pozwala już nauczyć się pewnej kontroli i dyscypliny, która będzie istotna jeżeli chcielibyście zastosować porady, które wymienię w dalszej części tekstu.
Spokojnie, nie będzie tak strasznie.
Jak ktoś miał okazję czytać moje wpisy, wie, że zawsze staram się zachować zdroworozsądkowe podejście. Tak będzie i w tym wypadku.
W okresie świątecznym na fanpejdżach trenerów często pojawiają się gotowe strategie jak przygotować się do świąt, czy też jak postępować gdy w ich trakcie przesadzimy z jedzeniem.
Oczywiście są to założenia uzasadnione i mogą okazać się skuteczne, jednak osobiście niekoniecznie polecam takie praktyki.
Czemu?
Przede wszystkim musimy zadać sobie pytanie, czy świadomość tego, że zastosowaliśmy takowe rozwiązania nie spowoduje u Nas poczucia bezkarności i tego, że popuścimy pasa jeszcze bardziej?
Druga kwestia - moim zdaniem, wszelkie formy rekompensowania obżarstwa czy to w święta, czy to "wypadki przy pracy", które zdarzają się podczas redukcji każdemu, niezależnie od okresu, często mogą być bardziej niebezpieczne niż sama wpadka.
Z doświadczenia wiem, że gdy podajemy podopiecznemu rozwiązanie typu pomiń posiłek, zjedz mniej węgli, a zwłaszcza "zrób dodatkowy trening", może to prowadzić do tego, że taka osoba zaczyna myśleć, że skoro rozwiązanie jest tak banalne, to co stoi na przeszkodzie, by nieplanowane "cheat meale" wpadały częściej...i częściej? Przecież trener i tak załatwi "by było dobrze".
Jasne, jeżeli macie ochotę, czy też wypada Wam w tym okresie trening, to nie bronię zrobić go zgodnie z planem, ważne jedyne by nie był traktowany jako usprawiedliwienie tego, że przesadziliście z jedzeniem.
Tak jak wspomniałem, nie widzę też potrzeby stosowania specjalnych zaleceń żywieniowych by przygotować się do świąt. Wystarczy, że będziecie trzymali dietę do samej Wigilii, a nie odpuszczali przed.
A co z Wigilią?
Jeżeli ktoś jest fit świrem i gotuje sam, to mógłbym tu rzucić banałami typu "za smażonego karpia podaj dorsza z grilla/piekarnika", zamiast pierogów z kapustą i grzybami pomyśl o odpowiedniku z ciemnej mąki z dodatkiem łososia i mozzarelli, a za kluski z makiem najlepiej zrób sałatkę z makreli", "no i sushi, przecież teraz wszyscy jedzą sushi".
Powyższe rozwiązania oczywiście byłby super jednak niekażdy ma aż takiego bzika, a przede wszystkim wiele osób nie przygotowuje kolacji wigilijnej samodzielnie.
Co zrobić w wypadku gdy jesteśmy skazani na to co zastaniem w domu rodzinnym?
Idealnym rozwiązaniem wydaje się tutaj rozpoczecie Wigilii(jak i dni świątecznych) od dań najbardziej dietetycznych.
Tak, ja też czekam na pierogi cały rok, ale może by tak najpierw zacząć od śledzia, poprawić go solidnym talerzem barszczu, a pierogi zjeść na samym końcu, gdy będziemy już wstępnie najedzeni?
Jeżeli macie do wyboru 12 potraw zacznijcie od tych najbardziej fit, kończcie tymi najbardziej kalorycznymi.
Zjedzenie 30 pierogów z kapustą i grzybami będzie super rozwiązaniem tylko w jednym przypadku – gdy wiecie, że jak ruszycie ze znajomymi na "pasterkę", to popłyniecie z alko tak, że skończy się ona dla Was na komendzie albo w szpitalu, wtedy faktycznie lepiej napchać się takowymi i wieczór skończyć na kibelku. :)
W kolejnych dniach zróbcie to samo, gdy zasiadacie do stołu całą rodziną od południa, to za schabowego czy tam dewolaja, na początek wybierzcie pieczoną szynkę czy udko z kurczaka.
Dopiero potem, o ile zajdzie taka potrzeba zaatakujcie bardziej kaloryczne dania, ale czy zajdzie?
Karmiliście kiedyś koty?
Kot działa tak – jak widzi jedzenie, nie ważne, że dopiero co zjadł, to i tak będzie prosił o więcej, będzie tak jadł jadł i jadł, aż jedzenie zniknie mu z oczu(zwłaszcza, gdy w okolicy są inne koty).
Tak samo jest z Nami w święta.
Największym problemem nie jest tu kaloryczność dań samych w sobie, a to że mamy ich pod dostatkiem. Przykład jest analogiczny do porównania jedzenia z małego i dużego talerza.
Gdy stół jest suto zastawiony, zjemy więcej „bo jest”.
W takim razie w te święta proponuję zrobić eksperyment i położyć na stole tylko tyle ile jesteśmy w stanie zjeść/są w stanie zjeść Nasi goście,a w razie potrzeby donieść kolejne dania.
Gdy jedzenia nie będzie przed oczami nikt nie będzie pozornie głodny.
Przecież nikt tu nie zaprzeczy, że przynajmniej połowa tego co zjadamy w święta jest jedzona na siłę, prawda?
Nikt nie zaprzeczy również, że po świętach mamy pełną lodówkę jedzenia, które trzeba przecież zjeść by się nie zmarnowało...a kolejne dni bez diety lecą.
Nie każdy ma ochotę latać po osiedlu i szukać bezdomnych ludzi(choć z tego co wiem pojawiają się powoli w Polsce lodówki, w których można zostawić jedzenie dla potrzebujących) czy też kotów– tu z kolei niekoniecznie będzie to dla nich zdrowe rozwiązanie.
Co wtedy?
A no wracamy do punktu wyżej – precyzyjnego szacowania porcji i tego ile faktycznie jesteśmy w stanie zjeść, a ile „ma leżeć”.
Pamiętajcie, w Świętach nie chodzi o to by się najeść, by pokazać, że nas stać na suto zastawiony stół, a o to by spędzić czas z bliskimi.
No a jak wiadomo, z bliskimi czas najlepiej spędza się przy czymś mocniejszym.
Tu jest Polska, tu się pije, zwłaszcza w święta.
I zwłaszcza w święta jest to mocno zgubne dla Naszej sylwetki.
Zazwyczaj gdy ktoś pyta mnie o rady na temat picia, mówię by nie podjadał w trakcje, ale jak tu nie podjadać gdy stoły uginają się od jedzenia, a jak wiadomo upojenie alkoholowe wzmaga nasz apetyt.
Więc co teraz?
Teraz pora pomyśleć co pić by sobie nie zaszkodzić.
Moja odpowiedź – wino.
Z prostego powodu - większość win, nie licząc wzmacnianych zawiera stosunkowo mało alkoholu, natomiast dla wielu osób są zbyt intensywne w smaku, stąd też (chyba)nikt nie pije wina haustami, więc nawet jeżeli postawisz na wino słodkie, nie zrobisz sobie specjalnie wielkiej szkody, gdyż nie wypijesz go nie wiadomo ile.
Osobiście również bardzo często rozcięczam wino wodą i zdecydowanie mogę polecić takie rozwiązanie.
Kolejna zasadzka świąt?
Ciasto i słodycze.
Tu chyba nikogo nie zaskoczę, lecz warto napisać, by nikt nie zarzucił mi pominięcia tego punktu. Zasada w przypadku ciasta wygląda tak samo jak w przypadku świątecznych dań – sernik, czy jabłecznik z dużą ilością owoców zawsze wygra z kremowym "nie wiadomo czym" i tu chyba nie trzeba argumentów?
A czy coś wygra w takim razie z sernikiem i ciastem z owocami?
Tak! Jeżeli patrzymy na kalorie, nie ma „lepszego słodycza” niż lody!
Świąteczne Grycany zamiast piernika lub makowca? Ja jestem na tak.
Punktem, który pominąłem 3 lata temu, a na pewno jest interesujący, jednak gryzie się z "rekompensowaniem wpadek" będzie temat suplementacji.
Zagadnienie, które dotyczy oczywiście osób trenujących regularnie, a nie postronnych, które trafią na ten artykuł przypadkiem.
Środków, które wspomogą Nas w "niedoli" można by tu wymienić kilka.
Na początek – termogenik/złożony środek na spalanie tłuszczu.
Nie tylko pozwoli nam "oszczędzić" pewną ilość kalorii, ale też co ważne będzie wpływał na nasz apetyt hamując go.
Z pojedyńczych substancji?
Trzeba zaznaczyć, że cudów nie zdziałają i stosowanie ich powinno mieć zwykle pewne uzasadnienie, a obżarstwo nie powinno znaleźć się na liście argumentów, jednak polecić mogę:
-Cynamon
-Morwę białą
-Fasolaminę
-Gymnema sylvestre
-Ocet jabłkowy
-Berberynę
Z gotowych preparatów fajnie sprawdza się SWANSON Cinnamon Gymnema Mulberry Complex.
Ok, a co jest w tym wszystkim najbardziej istotne?
Nie przeciągaj świąt aż do nowego roku!!
To, że jedno wypada po drugim nic nie zmienia - tak jak przez 6 dni w tym czasie idziesz do pracy, tak też przez te 6 dni trzymaj michę.
Przecież jak zastosujesz się do rad powyżej w Twojej lodówce nie będzie świątecznych pozostałości. :)
A w sylwestra? A w sylwestra wracamy do początku tej rozprawki.
Zmieniony przez - Koniu151 w dniu 2019-12-22 12:14:09
TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]