Wczoraj z pewnych przyczyn nie wykonałem treningu, musiałem nadrabiać dzisiaj. Micha:
1. dwa jaja, żytni, kawałek batonika twarogowego
(tak, jest coś takiego. jak komuś nie wchodzi twaróg, to ten batonik też raczej mu nie podejdzie)
2. anaboliczne naleśniki z mielonych płatków owsianych, białka, twarogu, słodzika, mleka... - tym razem takie proporcje, żeby dobrze wpisać się w rozkład makrosów (do tego łyżka oleju)
3. browarek
kcal 1938, b 140, t 70, w 146
dziś:
TRENING
1. jeden paluszek batonika twix o smaku masła orzechowego, buła z masłem, chleb żytni,
wątróbka wołowa z jabłkiem i cebulą
2. tatar z grzybami (białko wrzuciłem do mikrofali, przyrządziłem i zjadłem), wór kaszy gryczanej, łyżka lnianego, WPC
kcal 1917 b 144 t 54 w 203
Może to wydawać się niektórym dziwne, ale na głód pomaga mi trochę woda z cytryną. Może to tylko autosugestia, ale skoro działa, to czemu nie korzystać?
Jutro wielki, trudny dzień. Mam spotkać się ze znajomymi. Pewnie będzie małe co nieco. Obżerać się nie będę, chyba, że coś we mnie pęknie. Znam siebie na tyle, że wiem, że jeśli nie trzymam psychy krótko, to potrafię popłynąć...
Ale jeśli będzie coś do zjedzenia, to nie chcę nie jeść, wymawiać się, tłumaczyć, że jestem na diecie itd., dlatego dobra sytuacja, w razie, gdyby coś pojawiło się na stole to zjeść ze 2, 3 ciasteczka mieszcząc się z grubsza w bilansie 1,6k. To kompromis między idealnym spełnieniem założeń sportowo- dietetycznych, a spełnieniem się w roli towarzyskiej. Nie chcę bowiem robić ambarasu, tak jakbym miał przygotowywać się do mr. Olympia. Kibicujcie mi, żebym nie przeholował w żadną ze stron!
Aby dobrze wyjść w tym dniu zamierzam zjeść w miarę solidne śniadanie tłuszczowo- białkowe. Wtedy pokusy będą mniejsze. Łamię na jeden dzień założenia 2xme, ponieważ ten dzień to będzie raczej taka tłuszczówka, z niskimi węglami, ale łamię w dobrej wierze.
Dzisiejszy trening:
1. siad: 57x5, 67x5, 77x7, 87x5, 100x3, 80x8 (tak. świadomie napisałem np. 57, a nie 57.5 - po prostu darowałem sobie szukanie 1.25, w tym ćwiczeniu
2. płaska: 45x5, 52.5x5, 60x5, 67.5x5, 77.5x3, 60x8
3. wiosło: 40x5, 47.5x5, 52.5x5, 60x5, 67.5x3, 52.5x8
4. wspięcia na stopniu obunóż: 15+1.25x 10, 10, 10, 11
5. prostowanie grzbietu na rzymskiej: 12.5x 10, 11
Siady, ława lekko.
Przy wiośle oprócz skupieniu się na łokciach, przestałem też patrzeć w lustro. Wtedy mocniej skupiam się na ciele, na plecach, a mniej na estetyce ruchu. Staram się, żeby to ćwiczenie było prawdziwym PRZYCIĄGANIEM i rzeczywiście działa. Zaczynam czuć, że ten trybik chodzi tak jak ma chodzić i że odpowiednie partie ciała dostają odpowiedni bodziec, w odpowiednim czasie. Słowem: lepiej czuło mi się plecy przyciągające sztangę.
Jeśli ktoś jest spostrzegawczy, to dostrzeże, że w następnym tygodniu nie zwiększę ciężaru w wiośle ani w wyciskaniu w ostatniej, "najsilniejszej" serii, zwiększy się natomiast łączny tonaż wszystkich serii razem wziętych.