Może krótka historyjka dla rozluźnienia...
Podczas dalekiego wyjazdu na zawody - konkretnie na Cypr Północny - miałem okazję zapoznać sie z ekipą Kabardo-Bałkarii (to taka republika w ramach Federacji Rosyjskiej, na północnym Kaukazie). Przyjechała ekipa młodych chłopaków po kilkanaście lat, z trenerem - Anatolijem, facetem jak typowy ruski niedźwiedź. Wszystko twardzi, kaukascy górale. Walczyli jak marzenie, formy też robili aż miło, wychowani i posłuszni jak wojsko. Oglądać kabardyjskiego dzieciaka z 1 danem wykonującego najtrudniejszą formę
taekwondo ITF (Juche) to była sama przyjemność. Ale wracając do tematu... Kabardyjczycy wzmocnieni moim zawodnikiem (była nas tam trójka i zaprzyjaźnilismy się chyba ze wszystkimi) umówili się z Turkami na wieczorny mecz w nogę. Przyszli grzecznie do mnie zapytać, czy pozwolę swojemu zawodnikowi grać w ich drużynie - oczywiście pozwoliłem. Poszli nawet do żołnierzy z sąsiednich koszar, żeby im włączyli światło na wojskowym boisku przylegającym do naszego obozu. No i zaczęli się rozgrzewać... A Turcy - nie przyszli, bo zawineli się na trwającą w tym samym czasie dyskotekę. Kabardyjscy chłopcy nie mogli tego zrozumieć. Pytali - jak to możliwe, przecież POWIEDZIELI, że przyjdą. Jak można cos powiedzieć i nie dotrzymać?? Było to dla nich nie do pojęcia, ekipa gospodarzy straciła wiele w ich oczach... To właśnie była dla górali sprawa honorowa. Powiedzieć i dotrzymać. Tak mało - i zarazem tak wiele.
Musze powiedzieć, że spotkanie tej ekipy było dla mnie ożywczym powiewem w tym skomercjalizowanym świecie. Tym bardziej ciekawym, że Anatolij, chłopisko wagi ok. 120 kg, niezwykle spokojne i uczynne, a swoich chłopaków trzymające żelazną ręką, okazał się bardzo ciekawą postacią - były żołnierz Specnazu, weteran wojen kaukaskich. Rozmowy nad brzegiem Morza Śródziemnego na długo zapadły mi w pamięć. Wtedy właśnie pomyślałem, że chciałbym, aby kiedyś moi uczniowie mieli do pewnych spraw właśnie takie podejście, jak kabardyjscy górale...
Pozdrówka
Gizmo