Mam jednak wiele wątpliwości co do odżywiania, gotowych diet itd.
Gdzie nie spojrzę i nie poczytam wszędzie te same rady: licz kalorie, waż produkty, licz makroskładniki, jedz o stałych porach, jedz 4-6 posiłków dziennie...
Nie ukrywam, że nie jestem zwolennikiem tych rozwiązań.
Po pierwsze takie wyliczanie wszystkiego jest dla mnie już trochę obsesyjne.. Wiem, dla wielu z Was to już jest norma, ale dla mnie to już jest domena zawodowców, profesjonalistów. Ja traktuję ten sport już dużo poważniej niż "wakacyjne przypakowanie", ale jednak wciąż uprawiam kulturystykę rekreacyjnie. Chce po prostu polepszyć sylwetkę, a nie poświęcać temu życie.
Po drugie nie wyobrażam sobie mieć ustalony jadłospis na konkretne godziny. Śniadanie 8:00, drugie śniadanie 10:30 itd...
1. W poniedziałki wstaję z łózka o 10, we wtorki o 6:30, w środy o 8:30... Jaki jest sens dawać konkretne godziny, skoro na każdy dzień te godziny wyszłyby inaczej?
2. Dla mnie to trochę fail, bo np. jestem głodny o 12, ale posiłek mam przepisany na 13 i czekam głodny godzinę? Albo nie jestem jeszcze głodny i wpycham na siłę "bo dieta"
Po trzecie konkretne danie na mojej liście. Mam zapisany omlet, a mam ochotę na jajecznicę i co? Jedzenie jest jedną z największych przyjemności w życiu, a przecież trzymanie się ścisłego menu to jest mordęga.
Czy takie restrykcje są konieczne?
Czy nie ma jakiejś innej drogi w której mogę jeść kiedy chcę, jedząc to, na co mam ochotę i kończyć posiłek wtedy, kiedy się najem? Oczywiście stosując się do wielu elementarnych zasad (ustalanie odpowiednich proporcji [luźny przykład: ryżu 2x więcej niż kurczaka], jedzenie co 3-4h, spożywanie śniadania jak najszybciej etc.)
Ja wiem, że kulturystyka to styl życia.
Wiem, że to sport wyżeczeń, w którym kształtują się nasze charaktery.
Ale kurcze czy to na serio tak musi wyglądać?