Dzień 12 (23.10.2013)
Dzień koszmar. Zaczęło się od tego, że musiałem jechać do sanepidu oddać próbki no... sami wiecie czego
. Czas miałem do 9.30 inaczej przepada mi 60 zł ( które wpłaciłem wcześniej). No to okej, wstaje o 8. Śniadanko szybka toaleta jest ok. wychodzę z domu o 8.40. Wsiadam w samochód ruszam
*DUP* wychodzę k***.. odpadł tłumik (jasny ch**). Nic, rozkręcam wkładam do wozu. Godz 9.00 ruszam. Ujechałem 10m *DUP* stanął. Patrzę kontrolka zero paliwa (kuuuur... matka wyjeździła jasny chu...). Lecę na stację z butelką po mleku godzina 9.10. Tu dialog:
-Ekspedientka "Nie możesz wlać do butelki po mleku, możesz wypożyczyć kanister za 25zł"
-Ja "Tylko, że ja nie mam 25 zł szanowna pani"
-Ekspedientka "Bardzo mi przykro to nie mój problem"
-Ja "jak by to pani powiedzieć, żeby pani nie urazić"
-Ekspedientka "Słucham"
-Ja "MÓJ SAMOCHÓD STOI NA ŚRODKU ZASRANEJ DROGI, A PANI NIE CHCE MI k***A WLAĆ LITR PALIWA DO TEJ JAKŻE CHOLERNIE STERYLNEJ BUTELKI TYLKO DLATEGO, ŻE WCZEŚNIEJ ZNAJDOWAŁO SIĘ W NIEJ 2% MLEKO?"
-Ekspedientka " O.O "
Wychodzę wk***iony jak bawół.
Godz 9.20. Mam STERYLNY pojemnik po wodzie do spryskiwaczy udaję się nalać litr paliwa. Odchodząc od kasy pokazałem babie soczystego "Faka"
Wracam do wozu ruszam, a w głowie anioł i szatan w konwersacji typu:
-Może się uda, na pewno się uda nie takie rzeczy się robiło, będzie dobrze.
-Chu... a nie dobrze, pewnie zaraz odpadnie mi koło albo rozjadę wściekłego szopa, który jest pod ochroną i mnie wyślą na 12 lat na ciężkie roboty do Kambodży albo innego zadupia gdzie rosół gotują na ludzkich nogach.
Dobra jestem na miejscu 9.28. Przed oddaniem próbek miałem wpłacić na poczcie kolejne 60zł i przynieść do sanepidu kwitek. Tak się składa, że poczta i sanepid są koło siebie, więc wypełniłem druczek oddaję wraz z 60zł godz 9.30.
-Pani z poczty "Należy się 60zł i 2,50 *OPŁATY*
Kuuuuuu.... Myślałem, że dostanę tam ataku padaczki.
-Ja "Pani ale ja mam tylko 1,50 niech pani dołoży ja zaraz doniosę, będę wdzięczny"
-Pani z poczty "Nie, żegnam"
Uj**any smarem paliwem, spocony jak afrykańska dzika świnia wracam do samochodu. W głowię to mi normalnie się przewracało z wk***ienia.
Jadę do domu. Ale tak se pomyślałem, pójdę do tego sanepidu powiem, że ukąsiła mnie żmija zygzakowata po drodze umarła mi babcia i pomogłem jakiemuś menelowi w życiowych rozterkach bo chciał popełnić samobójstwo, może się zlituję. Wchodzę 9.40.
Ja "Dzień dobry proszę pani, wiem, że się spóźniłem ale może można jakoś jeszcze oddać próbki"
Pani "Masz szczęście chłopcze dziś wyjątkowo się spóźniają Ci z Warszawy, będę około 10.10 więc jak Ci się uda to leć"
Myślę jakie szczęście w nie szczęściu, wróciłem do domu wziąłem cała zaoszczędzoną kasę (na wypadek gdybym musiał po drodze kupić nowy samochód albo zapłacić za przejazd pod mostem, dziś by mnie to nie zaskoczyło szczerze mówiąc).
Udało się zrobiłem drugą wpłatę na konto oddałem próbki, ale nigdy nie najadłem się tyle stresu i wkurzenia co dziś.
Dobra koniec, teraz trening
Trening:
Dziś crossfit:
Spiderman: 7metrów
Podciąganie: 10 powt
Sprint na czworaka: 15metrów
Wykroki spacer obciążęnie 15kg: 20metrów
Wskoki na schody z przysiadem: 6 wskoków 10 powt.
2. obwód
-||-
-||-
Burpees: 15powt
Przysiady bułgarskie obciążenie 10kg: 10 powt. na nogę
-||-
3. obwód
-||-
-||-
Pompki na rękach głową w dół: 6 powt.
-||-
Brzuszki w zwisie nogi do głowy: 10powt.
Sprint: 15m zatrzymanie. 15m zatrzymanie.
Dieta:
Zmieniony przez - kardi5 w dniu 2013-10-23 16:41:10