Wykroki nadal mnie pokonują, ale to dlatego, że jeszcze mi trochę w technice brakuje i na niej się skupiam. Jak czuję, że już gubię postawę i zaczynam latać na wszystkie strony - kończę serię żeby się nie uszkodzić. W każdym razie z treningu na trening coraz bardziej przypomina to wykroki chodzone.
Tak samo robię z pozostałymi ćwiczeniami, jak już nóg nie mogę złączyć robiąc przywodziciele, to nie robię podrygów i półruchów, tylko przerwę.
Martwy na prostych mnie zaskoczył, bo ostatnio miałam problem z utrzymaniem w dłoniach sztangi 25 kg, a dziś elegancko poszło 20 razy i nie musiałam poprawiać chwytu. Za to przy 30 kg myślałam, że mi jakieś ścięgno w przedramieniu wyrwie i musiałam odpuścić, mimo że nogi i plecy dałyby jeszcze radę. To dokładnie to o czym piszecie - przy wolnych ciężarach nie da się zrobić za dużo póki ścięgna i stawy się do tego nie przygotują Podobnie mam z łokciami. Myślałam, że mi w końcu stawy trzasną, a z treningu na trening jest lepiej, czuje jak się wszystko w łokciach wzmacnia. Wcześniej myliłam to z kontuzją chyba.
A żeby nie było za wesoło - przeprostowałam sobie kolano. O mało nie uklękłam sobie za piętą. oparłam się zmęczona dłonią i... poooszło! Szczęście w nieszczęściu, że te stawy takie latające mam i niec się nie wyrwało ani nie pękło. Muszę uważać jak stoję prosto, bo wylatuje w tył, ale ćwiczyć mogę bez problemu, biegać też. Strach tylko stanąć w bezruchu.
Zmieniony przez - figa79 w dniu 2012-10-14 16:38:37